Petyr Witanow: Problem sprawiedliwej i zielonej transformacji był w Bułgarii zamiatany pod dywan. Teraz wybucha
– W 2020 roku wszyscy wiedzieliśmy, co się wydarzy. Transformacja przemysłowa i energetyczna była nieuchronna. Ale politycy wciąż odkładali ten temat na potem. Zamiast negocjować warunki sprawiedliwej transformacji, wykorzystując istniejące możliwości,zostawaliśmy w tyle – mówi Petyr Witanow, były działacz Bułgarskiej Partii Socjalistycznej i europoseł (grupa Socjalistów i Demokratów), w wywiadzie na temat problemów, przed którymi stoi Bułgaria w związku ze sprawiedliwą transformacją i modernizacją sektora energetycznego.
Wywiad przeprowadzony przez Władimira Mitewa i Małgorzatę Kulbaczewską-Figat.
Petyr Witanow (ur. w 1982 r. w Sofii) był posłem do Parlamentu Europejskiego w kadencji 2019-2024. Przewodniczył delegacji bułgarskich socjalistów w PE. Jako eurodeputowany aktywnie pracował nad tematem zielonej transformacji. Był członkiem Komisji Transportu i Turystyki (TRAN), Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVY), zastępcą członka Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE). W 2022 r. został koordynatorem Komisji Transportu i Turystyki z ramienia Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D).
Studiował stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie św. Klimenta Ochrydzkiego w Sofii oraz finanse międzynarodowe na Nowym Uniwersytecie Bułgarskim. W latach 2013-2017 pracował w Zgromadzeniu Narodowym Republiki Bułgarii jako ekspert państwowy w Dyrekcji Stosunków Międzynarodowych i Protokołu. W 2017 r. został wybrany na posła do parlamentu z ramienia Bułgarskiej Partii Socjalistycznej w 44. kadencji Zgromadzenia Narodowego i uczestniczył w pracach komisji polityki zagranicznej i obrony, a także delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego NATO i delegacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
Bułgaria nie obroniła własnych interesów w odniesieniu do transformacji energetycznej i przemysłowej – twierdził Pan wielokrotnie. Czego konkretnie nie zrobiono, a co należało zrobić?
Muszę zastrzec na początek, że nie podzielam opinii, że Zielony Ład jest czymś z gruntu złym. Nie podzielam też poglądu, że musimy renegocjować zobowiązania Bułgarii, które z niego wynikają. To zresztą niemożliwe. W Bułgarii często słyszymy w mediach, że system ETS nie jest sprawiedliwy. Ale staliśmy się członkami Unii Europejskiej w 2007 roku, a system został wprowadzony dwa lata wcześniej! Każdy, kto miał pytania w tej sprawie, powinien był zabrać głos wtedy, nie teraz.
Transformacja przemysłowa i energetyczna była czymś nieuchronnym – i koniecznym. Ale bułgarskie rządy, począwszy od lat 2008-2009, zdecydowały, że temat ten nie powinien być poruszany. Sprawę zamiatano pod dywan aż do momentu, gdy nie było już możliwości renegocjowania z Europą czegokolwiek. Uważam również, że kierownictwo związków zawodowych było całkowicie świadome tego, jakie będą konsekwencje tej bezczynności.
Bułgaria miała ostatnią szansę renegocjowania jakichkolwiek kwestii dotyczących transformacji energetycznej w 2019 r. Wtedy był ostatni moment, by ubiegać się o notyfikację pomocy publicznej dla elektrowni węglowych. Ale i ta szansa na renegocjację została zaprzepaszczona, termin minął, a zatem w 2020 r. stało się absolutnie oczywiste, że elektrownie węglowe te mogą działać tylko w oparciu o podejście rynkowe. Dobrze też wiedzieliśmy, że nastanie moment, gdy z rynkowego punktu widzenia ich działanie przestanie mieć sens.
Powiem to jeszcze raz: wszyscy wiedzieliśmy, co stanie się w 2020 roku. Ale będący u władzy politycy wciąż odkładali ten temat na potem. Zamiast negocjować z Europą warunki naszej sprawiedliwej transformacji regionów węglowych, wykorzystując istniejące możliwości, pozostawaliśmy w tyle.
Uczestniczyłem w tworzeniu przepisów związanych ze sprawiedliwą transformacją. Wraz z innymi bułgarskimi kolegami z Parlamentu Europejskiego, ponad podziałami partyjnymi, staraliśmy się wywalczyć jak największe wsparcie dla Bułgarii. Ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Inne kraje zaczęły otrzymywać pieniądze na samą transformację, podczas gdy my nawet nie zidentyfikowaliśmy regionów, które najbardziej potrzebują wsparcia!
Dawny zarząd kopalń w Perniku. Napis „chwała pracy górników” przypomina o epoce, w której miasto żyło wokół kopalń i było nazywane czarnym sercem Bułgarii. / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat
Odejście od węgla i następująca po nim transformacja gospodarcza nie muszą być katastrofą. W toku tych procesów można wytyczyć nowe ścieżki rozwoju, ale transformacja musi być realizowana razem z obywatelami i z myślą o ich dobrobycie…
W Bułgarii mówienie o tym nie było zbyt popularne. Bardziej popularne było powtarzanie, że nie będziemy musieli zamykać naszych elektrowni węglowych. Aż do momentu, gdy stało się jasne, że one w pewnym momencie po prostu będą musiały zostać zamknięte. Wszak unijna polityka odchodzenia od węgla jest jasna i jednoznaczna.
Skoro już nie było woli, by stworzyć większą wizję przemian, Bułgaria mogła przynajmniej przyjąć środki, które zostały jej przyznane i je zagospodarować. Bądźmy szczerzy: w Bułgarii nie ma młodych górników. Co więcej, w tym zawodzie prawa emerytalne są osiągane wcześnie ze względu na rodzaj pracy. Za 10-15 lat górników w Bułgarii nie będzie w ogóle. Nie będzie potrzeby nikogo zwalniać. Ale nawet biorąc to pod uwagę, regiony takie jak Stara Zagora, obecnie jeden z najbogatszych regionów w Bułgarii, bardzo ucierpią – jeśli nie będzie zrównoważonych planów ich alternatywnego rozwoju gospodarczego.
Ponadto Bułgaria jako kraj przeżywa demograficzną katastrofę. Nie możemy sobie pozwolić na utratę kolejnych obywateli w wieku produkcyjnym, bo znajdujemy się na peryferiach Europy. Jeśli z powodu braku pracy kolejne 50 000, 100 000 lub 150 000 osób opuści kraj, będzie to prawdziwy koszmar dla gospodarki. Nie możemy sobie pozwolić na wyjazd tych ludzi.
Ale o tym w Bułgarii praktycznie nie rozmawiano. A teraz wszyscy są niezadowoleni i wszyscy obwiniają Unię Europejską.
Brał Pan udział w procesie legislacyjnym. Jak ocenia Pan poziom zrozumienia koncepcji sprawiedliwej transformacji i komunikacji na jej temat w mediach – wśród ekspertów, ogólnie wśród interesariuszy, w społeczeństwie, w tym w administracji centralnej i regionalnej?
Temat stał się naprawdę ważny, gdy premierem Bułgarii był Bojko Borisow. Nie mam wątpliwości, że są w Bułgarii dobrzy eksperci, którzy dokładnie wiedzieli, co się dzieje. Ale rząd trzymał ten temat z dala od opinii publicznej…
Oznacza to, że potencjalne szanse rozwojowe Bułgarii, a przynajmniej szanse na zmniejszenie społecznych skutków transformacji przemysłowej, zostały po prostu wysadzone w powietrze z powodów politycznych.
Absolutnie! Jestem tego pewien. Na posiedzeniach Rady Europejskiej nigdy nie wyrażaliśmy żadnych zastrzeżeń. Do 2022 r. przedstawiciele Bułgarii zgadzali się na wszystkie żądania Europy, a potem nie robili nic w kraju.
Jestem przekonany, że rząd Bojko Borisowa odpychał ten temat jak najdalej, mając nadzieję, że ta bomba ostatecznie wybuchnie pod rządami kogoś innego. I teraz w zasadzie tak się dzieje.
Teraz wszyscy winią za fiasko transformacji energetycznej kryzys polityczny w Bułgarii. Zgromadzenie Narodowe przyjmuje kolejne rezolucje, wzywa do renegocjowania warunków odchodzenia od węgla. Ale z tego nic nie będzie! Nie tak działają instytucje europejskie.
Więc co można zrobić w tej chwili? Bułgaria może ubiegać się o określone fundusze, przedstawiła konkretne plany transformacji w regionach. Kopalnie węgla i tak zostaną zamknięte, tak samo elektrownie węglowe. Co można zamiast tego rozwinąć w regionach, które były związane z węglem?
To jest największy problem. Teraz mówimy o planach naprawczych. Mieliśmy otrzymać 6 miliardów euro na reformy, ale także na przekształcenie naszej gospodarki po pandemii COVID-19 w gospodarkę bardziej ekologiczną. Tymczasem nic nie zostało przygotowane dla regionów węglowych, mimo że było absolutnie oczywiste, że elektrownie przestaną działać. Nie trzeba nawet wyznaczać terminu. Jest to po prostu nieuzasadnione ekonomicznie. Potępianie jednego z rządów, ponieważ zdecydował się zmniejszyć o 40% moc tych elektrowni przed 2026 r., jest nonsensem.
Miasto Pernik, niegdyś ośrodek górniczy, teraz czeka na nowe możliwości rozwoju / fot. Małgorzata Kulbaczewska-Figat
W odpowiednim momencie należało pomyśleć o korytarzach gazowych. Teraz, po 2022 r., gaz nie jest już jednak zrównoważonym źródłem energii. Pozostaje jeszcze kwestia poprawy efektywności energetycznej, bo jesteśmy najmniej efektywnym energetycznie krajem w Unii Europejskiej. W kwestii inwestycji w elektrownie jądrowe, które również uważam za konieczność, mamy obecnie konsensus w parlamencie krajowym.
Wreszcie, Bułgaria musi strategicznie zaplanować, jaka nowa produkcja może pojawić się w tym samym miejscu, w którym działają elektrownie. Mówimy o dobrze rozwiniętych gospodarczo regionach z odpowiednią infrastrukturą. Ale niestety nie widzimy żadnych poważnych planów z zakresu polityki przemysłowej. Ani dla regionów, ani w zakresie zagospodarowania funduszy. A teraz stracimy wszystkie pieniądze z Funduszu Odbudowy. Jeśli dobrze pamiętam, otrzymaliśmy 25% pieniędzy – półtora roku temu. Potem już nic.
Będziemy musieli zamknąć elektrownie, a unijnych funduszy i tak nie dostaniemy. Tak to się skończy.
Jeśli nie ma polityki przemysłowej dla dotkniętych regionów, to znaczy, że nie ma również propozycji dla pracowników – nie ma alternatywnych miejsc pracy. Nawet jeśli górników w Bułgarii jest relatywnie mało, wciąż mówimy o tysiącach osób zatrudnionych w kopalniach i pomocniczych gałęziach przemysłu. Nie ma planów, w jakich nowych gałęziach przemysłu mogliby znaleźć pracę.
Oczywiście. Jednocześnie jednym z problemów rynku pracy w Bułgarii jest brak kandydatów do pracy.
Często w Bułgarii mówimy źle o Związku Radzieckim i gospodarce planowej. Ale teraz musimy planować, a większość krajów to robi i to z powodzeniem! Większość krajów europejskich, w których istnieją regiony węglowe w procesie transformacji, już otrzymała pieniądze i są daleko przed nami, próbując stworzyć nowe, bardziej wydajne ekonomicznie gałęzie produkcji, nowe technologie. My nie zrobiliśmy nic i winimy za to Unię Europejską.
Z pewnością wycofywanie węgla i związana z tym transformacja przemysłowa nie odbywa się w najbardziej sprawiedliwy sposób, jaki moglibyśmy sobie wyobrazić. Ale głównym problemem dla naszych pracowników i naszych regionów przemysłowych jest zachowanie bułgarskich polityków, a nie Unii Europejskiej.
Jak oceniasz rolę społeczeństwa obywatelskiego? Lub organizacji społecznych, takich jak związki zawodowe? Nie działały we właściwy sposób?
Może nie powinienem tego mówić, ale… Mamy dwie główne konfederacje związków zawodowych z tysiącami członków. Są one w stanie przestrzegać prawodawstwa europejskiego i doskonale zdawały sobie sprawę z sytuacji. Ale nigdy nic nie zrobiły. W swoim czasie bardzo dobrze współpracowały z rządem i nie zawracały sobie głowy alarmowaniem, że ważny temat jest odkładany na potem. Teraz oczywiście są przeciwni Zielonemu Ładowi. Ale kiedy był czas na rozwiązania, wspierali rząd Bojko Borisowa.
Pamiętam, że podczas masowych protestów przeciwko Borysowowi w 2020 r. dziesiątki milionów euro przeznaczono na kopalnie. Związki zawodowe to wynegocjowały .
To prawda. Kiedy są pieniądze, łatwo jest milczeć, a sprawy można zamieść pod dywan.
Ale w pewnym momencie nie da się ich ukryć pewnych rzeczy. Dlatego obwiniam związki zawodowe, tak jak obwiniam polityków. Oni również powinni byli nalegać na renegocjację pomocy publicznej przed 2020 rokiem. W tym czasie niektórym państwom europejskim udało się wynegocjować pewne wyjątki, korzystniejsze zasady. Nam nie.
Teraz, jak już powiedziałem, nikt nie zmusza nas do zamykania elektrowni. Ale mamy rynek – elektrownie nie mogą produkować energii po rozsądnych cenach, więc muszą zostać zamknięte. Państwo nie może już sobie pozwolić na straty. To, co musimy zrobić, to ulepszyć sektor zielonej energii, aby zaspokoić nasze potrzeby. Efektywność energetyczna, zielona energia, energia jądrowa – te rzeczy są naprawdę ważne.
Jak postawa Bułgarii w sprawie transformacji energetycznej była postrzegana w Brukseli?
Mogę mówić tylko w imieniu moich kolegów z Parlamentu Europejskiego. Byliśmy świadomi tej sytuacji. Próbowaliśmy bić na alarm. Nikt nie zwrócił na to uwagi. Temat jest po prostu zbyt niepopularny, a ci, którzy podejmują działania, momentalnie na tym tracą. Niestety, społeczeństwo obywatelskie również nie rozumie tej kwestii. Większość organizacji i grup obywatelskich obwinia Unię Europejską, a nie naszych polityków. W Bułgarii nawet ogólne poglądy proekologiczne są źle przyjmowane, co moim zdaniem jest dość absurdalne, biorąc pod uwagę, że jakość powietrza w Bułgarii jest naprawdę zła. Ludzie żyją tu o dwa lata krócej niż przeciętny Europejczyk, właśnie z powodu złej jakości powietrza. Powinniśmy uczyć się na doświadczeniach innych krajów, choćby polskich czy czeskich.
Jeśli chodzi o doświadczenia sąsiadów, w ciągu ostatnich 3 lat w Rumunii nastąpił boom prosumentów – osób i gospodarstw domowych, które samodzielnie wytwarzają energię słoneczną. Obecnie w Rumunii jest około 150 000 prosumentów. Prowadzone są kampanie informacyjne na temat tego, w jaki sposób obywatele mogą stać się prosumentami. W odniesieniu do sprawiedliwej transformacji istnieje już szereg projektów dla małych przedsiębiorstw. W Bułgarii nie ma prawie żadnych prosumentów. Jak oceniasz proces komunikacji dotyczący tych opcji produkcji energii elektrycznej w Bułgarii?
Myślę, że ta zielona energia nie może rozwiązać wielkich problemów gospodarczych. Nie byłaby to produkcja na dużą skalę. Ale może być niezwykle przydatna, jeśli chodzi o gospodarstwa domowe. Widzimy to w całej Europie. Ale w Bułgarii, niestety, ustawodawstwo nie tylko nie jest odpowiednie, ale wręcz otwiera drzwi do manipulacji.
Kiedy byłem posłem, wprowadziliśmy prawo, zgodnie z którym możliwe było zaopatrzenie własnego gospodarstwa domowego w baterie słoneczne, a państwo obligatoryjnie nabywało energię. Ale wielu właścicieli małych firm manipulowało tym prawem i po prostu instalowali baterie, aby sprzedawać energię, a nie zaspokajać własne potrzeby. Wiele osób kupowało bardzo tanie opuszczone domy, instalowało odpowiednie systemy i sprzedawało energię, nawet tam nie mieszkając. To, co miało być innowacyjnym rozwiązaniem, stało się po prostu okazją do zarobku. Takie przykłady dają do myślenia, że sytuacja w Bułgarii jest niestety nieporównywalna z innymi lepiej rozwiniętymi krajami.
Ale dlaczego takie rzeczy udają się w Rumunii? Czy ustawodawstwo jest o wiele lepsze, czy też różnica leży w społeczeństwie?
Jeśli porównać sytuację w Bułgarii i Rumunii, różnica jest dość zdumiewająca. Oba kraje stały się członkami UE w tym samym czasie. W momencie akcesji PKB obu krajów na mieszkańca wynosiło ok. 48% europejskiej średniej. Obecnie w Rumunii to ponad 70%, a w Bułgarii nieco ponad 50%. Rumunia oczywisty sposób lepiej wykorzystała możliwości, jakie daje integracja europejska, niż Bułgaria. Biorąc pod uwagę, że ich rynek jest większy, prawdopodobnie jest im łatwiej, ale mimo to nie popełnili tylu błędów, co my. Nie zapominajmy, że do około 2010 roku sytuacja ekonomiczna Rumunii była gorsza niż Bułgarii.
Czy spodziewa się Pan, że rozwój energii odnawialnej zostanie również wykorzystany przez bułgarskich oligarchów, aby mogli ponownie stać się bogaci, wchodząc w nowy sektor?
Rzeczywiście, jeśli spojrzymy na to, kto zajmuje się energią odnawialną w Bułgarii, zobaczymy, że mówimy o oligarchach gospodarczych. Powiedziałbym, że istnieją dwie kliki gospodarcze, niektóre z nich są blisko Borisowa i Peewskiego, a druga jest blisko innej opcji politycznej. Ale ostatecznie to oni korzystają z tych pieniędzy. Największymi beneficjentami pieniędzy na odnowę energetyczną są firmy należące do tych ludzi, nie firmy rodzinne, nie małe i średnie firmy. To jest niezwykle rozczarowujące.
Jeśli porównamy strukturę wydatków, budżet, który Bułgaria miała otrzymać z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji…
2,3 miliarda, jak sądzę.
… widzimy, że nieproporcjonalnie wysoki jest procent wsparcia, które miałoby trafić do największych przedsiębiorstw. Małe i średnie przedsiębiorstwa zostały zwyczajnie zaniedbane, a działania czysto społeczne, mające na celu przekwalifikowanie pracowników lub podniesienie standardów życia w regionach węglowych, wydają się zupełnie nieinteresujące dla autorów planu. To naprawdę uderzająca różnica w porównaniu z polskimi, czeskimi, a nawet rumuńskimi koncepcjami sprawiedliwej transformacji.
To jeden z powodów, dla których naprawdę chcę odpocząć od bułgarskiej polityki. Za każdą tutejszą partią polityczną stoją interesy gospodarcze. A poziom lobbingu w ustawodawstwie jest zdumiewający.
Nasze ostatnie pytanie wykracza nieco poza nasz główny temat, ale jednak je zadajmy: skąd może nadejść zmiana w Bułgarii? Co można zrobić, aby polityka nie wyglądała tak samo zawsze i wszędzie? Jak można wzmocnić pozycję obywateli?
Bądźmy szczerzy, frekwencja w nadchodzących wyborach wyniesie mniej niż 30% (w wyborach parlamentarnych 27 października 2024 r. wyniosła 38% – przyp. red.), co jest dowodem rozczarowania całego społeczeństwa. Mamy ogromny kryzys polityczny, a ludzie nie chcą uczestniczyć w jakimkolwiek życiu politycznym. Nie wierzymy w żadne instytucje – rząd, sąd, parlament, nic. Jest to coś niezwykle niebezpiecznego, ale jednocześnie ta sytuacja nie może trwać dłużej. Wszystko po prostu wybuchnie. Być może implozja może oznaczać, że coś bardziej demokratycznego może się wyłonić i ewoluować.
Być może jesteśmy w najciemniejszym momencie – przed świtem.
Ten wywiad powstał dzięki wsparciu JournalismFund.
Subskrybuj kanał Cross-border Talks! Subskrybuj stronę projektu na Facebooku i Twitterze! Zajrzyj na nasz kanał na Telegramie i do newslettera Substack!
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj zespół Cross-Border Talks lub postaw nam wirtualną kawę!