„Zmieszam z węglem twoją krew”. Opowieść nie tylko o Zagłębiu Donieckim [recenzja]
„Zmieszam z węglem twoją krew” to podróż do świata, który w Polsce znamy bardzo słabo, chociaż mieszka wśród nas tysiące ludzi, którzy właśnie z niego przyjechali. Książka Ołeksandra Mycheda zabiera czytelników na ziemię doniecką, Ługańszczyznę, do Siewierodoniecka, Bachmutu (którego już nie ma), Lisiczańska, Dobropola. Poszukuje regionalnych tożsamości i specyfik wykraczających poza popularny obraz regionu, który żyje wyłącznie z przemysłu i wokół zakładów przemysłowych.
Dowodzi, że wartość wydobywanego z ziemi węgla i innych surowców była tam zawsze, w każdym ustroju, większa niż wartość życia człowieka, a to odcisnęło nieusuwalne piętno na mentalności, doświadczeniach i aspiracjach.
Książka Mycheda nie jest klasycznym reportażem. To dziennik podróży przeplatany z zapisami słów intelektualistów, którzy wprowadzali autora w tematykę tożsamości ukraińskiego wschodu. To polifoniczne zestawienia pojedynczych komentarzy i wypowiedzi, usłyszanych podczas podróży, przeplecione z historyczną gawędą. Autor wyjaśnia zresztą na wstępie genezę i kontekst powstania publikacji. Otóż od końca 2016 r. organizacja społeczna Garage Gang prowadziła na wschodzie Ukrainy projekt „Metamisto: Schid” (Metamiasto: Wschód). W ramach projektu aktywiści badali tkankę miejską, poznawali miejscową kulturę, sprzyjali nawiązywaniu kontaktów między lokalnymi społecznikami i artystami, proponowali zmiany, które miałyby choćby częściowo poprawić jakość życia mieszkańców. Myched poszukiwał miejskich mitologemów – „obrazów, które będą zrozumiałe dla każdego mieszkańca konkretnego miasta, niezależnie od przynależności do konkretnego pokolenia”. Potem na podstawie mitologemów powstawały prace młodych ukraińskich twórców, wchodzące w przestrzeń miasta, współgrające z nią i skłaniające do refleksji – przynajmniej w założeniach. Niestety, to artystyczne marzenie nie zawsze kończyło się dobrze – czego również dowiadujemy się na kartach książki.
Myched powraca kilka razy do każdego ze wschodnich miast, rozmawia z ludźmi, rzuca na papier zasłyszane wypowiedzi, pozostawia czytelnika ze sprzecznymi wersjami wydarzeń, rozbieżnymi interpretacjami.
Świadomie wycofuje się z prób ustalania, jak było naprawdę: czy ukraiński pocisk trafił w zakład Proletar w Lisiczańsku, bo tamtejsze warsztaty naprawiały sprzęt donbaskich separatystów, czy ostrzelano niewłaściwe miejsce, uderzając w przypadkowych ludzi? Spisując napisy ze ścian pokazuje cichą rywalizację proukraińskich i prorosyjskich haseł. Przygląda się uroczystościom z okazji rocznicy wyzwolenia miasta podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, opowiada o ludziach, którzy w przemysłowym otoczeniu próbują tworzyć sztukę, teatr, przyjazne przestrzenie dla dzieci. Kreśli portret regionu, którego mieszkańcy każdego dnia wychodzili do pracy, nie wiedząc, czy z niej wrócą, a wieczne niebezpieczeństwo wiszące nad górnikami oswajano, mitologizując ich pracę. Z brutalną szczerością przywołuje relacje o życiu w przemysłowych miastach w latach 90., pokazując, jak ich mieszkańcy tracili dawną względną stabilizację i zostali zmuszeni do walki o przetrwanie. Ustępy te pozwalają pojąć, skąd na opisywanym terenie tak silna jest proradziecka nostalgia, czasy ZSRR traktowane są jak „złoty wiek”, a dekadom przynależności do Ukrainy nie towarzyszą pozytywne skojarzenia. A równocześnie autor kreśli obraz wschodniej Ukrainy, która jest bez wątpienia Ukrainą, przypomina sobie historyczne powiązania z Kozaczyzną czy ziemią charkowską, pamięta przodków mówiących w domach po ukraińsku, choć w zakładzie pracy przechodzili (musieli przechodzić) na rosyjski. Wreszcie Myched przechodzi od relacji dotyczących wojny na wschodzie Ukrainy po 2014 r. do obrazów z roku 2022, otwartej rosyjskiej agresji. I mimo wszystko daje wyraz wierze, że Ukraina nie zostanie pokonana, bo „w Ukrainie niezależnie od regionu (…) wstają ci, którzy odnajdują siebie, przywracają siebie sobie i gotowi są codzienną pracą w swojej dziedzinie rozerwać krąg historii – od majdanu do majdanu”.
Są w książce fragmenty, które tych, którzy nie jeździli na wschód, uderzą brutalną egzotyką. Zostają z czytelnikami obrazy rozwalających się zakładów, słownych utarczek w marszrutce i ironiczny passus o „przesłaniu dla potomnych, odwiecznym komunikacie państwa do obywateli” (zdradzę: chodzi o napis „Ty chuju”).
Ale fragmenty o górniczej tożsamości, świętej Barbarze i duchu podziemi Szubinie (czyżby śląski Skarbnik miał w Doniecku dalekiego krewnego?), morderczym trudzie z jednej strony i solidarności górników z drugiej, będą czytelne dla każdego, kto zna choć trochę realia regionów przemysłowych – w całej Europie. To podobieństwo losów, które autor podkreśla jeszcze, przywołując Germinal i historię katastrofy górniczej we francuskim Courrieres, dodaje książce ogólnohumanistycznego wymiaru. Nie tylko w kopalniach Doniecka i Ługańska „mieszano z węglem krew” (odkrycie, kto i do kogo wypowiedział tytułowe słowa, pozostawiam czytelnikom). Tym bardziej przekonująco brzmią końcowe fragmenty książki, w których Myched wypowiada swoje credo: nie tylko sprzeciwia się rosyjskiemu najazdowi na swój kraj, ale apeluje, by nigdy więcej, w żadnym państwie i w żadnym systemie, nie poniżać człowieka i nie odbierać mu godności. Niedosyt pozostawia natomiast swoiste prześlizgnięcie się nad historią robotniczych protestów w regionie, który przecież podczas rewolucji 1905 roku był areną gwałtownych wystąpień. Bunty robotnicze przewijają się gdzieś w tle we fragmentach o belgijskich inwestycjach na Doniecczyźnie, a przecież były to momenty, w których górnicy usiłowali stanowić o sobie, nie być tylko trybikami w przemysłowej machinie.
„Zmieszam z węglem twoją krew” nie jest lekturą łatwą. Nie jest też podręcznikiem historii ani wyczerpującą pracą socjologiczną – temu, kto, jak mówi podtytuł polskiego wydania, zechce „zrozumieć ukraiński wschód”, dostarczy raczej tropów do dalszej eksploracji niż udzieli wyczerpujących odpowiedzi.
Czy zresztą można takich udzielić, gdy region, który opisuje, w wojennej pożodze przechodzi właśnie kolejne, nieodwracalne zmiany, a ludzie znów walczą o przetrwanie?
Autor ma świadomość i tego, pisząc, iż pragnął swoją książką przełamać ograniczenia formy, deaktualizowanie się reportażu. Można powiedzieć, że mu się to udało: kreśląc mocny obraz życia, które zależy od węgla i w historii okazywało się od węgla mniej warte, odsłania prawdziwe podstawy tożsamości mieszkańców ukraińskiego Wschodu, których nie da się sprowadzić do stereotypowej „prorosyjskości”. A pisząc o trudnościach w budowaniu nowych tożsamości regionów, które dotąd tylko na przemyśle się opierały, książka staje się też głosem w ponad-ukraińskiej i ponad-polskiej dyskusji o sprawiedliwej transformacji i budowaniu nowej przyszłości z szacunkiem dla pracy poprzednich pokoleń. Pokazując przy okazji, że działania samych tylko aktywistów i artystów, tworzących swoiste wyspy w nieprzyjaznej, zdominowanej przez kapitał, zepsute państwo i brutalną przemoc przestrzeni, nie wystarczą, by przeprowadzić decydującą zmianę. To przesłanie, które pasuje nie tylko do wschodniej Ukrainy.
Oleksandr Myched, Zmieszam z węglem twoją krew, tłum. Michał Petryk, Wydawnictwo Czarne, 2023.
Zdjęcie główne: kopalnia i hałda w okolicach Doniecka. Fot. Alexxx1979, CC-BY-SA 3.0.