Włochy: kryzys bez wyjścia?
We Włoszech 22 października 2022 roku został zaprzysiężony rząd Giorgii Meloni – pierwszej kobiety na tym stanowisku. Jej skrzydłowymi są polityczni cynicy i brutale, Silvio Berlusconi i Matteo Salvini. W tamtych dniach wiele osób zastanawiało się, jakie będą relację Włoch z Unią Europejską: czy Meloni pójdzie na konfrontację, czy też może zaskoczy wszystkich koncyliacyjnym podejście. Liberalni Włosi zastanawiali się, co dalej z prawami kobiet i mniejszości seksualnych. Studenci martwili się możliwością konserwatywnej rewolucji przez instytucje i przyszłością neoliberalnego programu staży i praktyk scuola-lavoro. Wszyscy natomiast, którzy znają włoską politykę, zastanawiali się nad tym jak długo przetrwa ten rząd. Trzy miesiące później pytamy o te kwestie naukowca i komentatora politycznego Gabriele Germaniego.
Wywiad Wojciecha Alberta Łobodzińskiego.
Może zacznijmy od tego, że pierwsze trzy miesiące rządów Meloni nie wydają się zbytnio odbiegać od dotychczasowego kursu Włoch. Wielu bało się konserwatywnej rewolucji, a chyba jednak nie widać jej na horyzoncie?
Gabriele Germani: Nie wiem, czy mamy do czynienia z konserwatywną rewolucją we Włoszech, ale gdyby nawet, to nie obwiniałbym o to rządu ani samej Meloni. To, co widzimy we Włoszech, i nie tylko, powiedziałbym również, że w Europie, to od pewnego czasu już normalne – po przejściu przez lewicę na pozycje tak zwanej “trzeciej drogi” i socjalliberalizmu – przesunięcie na prawo opinii publicznej następujące w okresie niestabilności. Nie jest to niestety historyczna nowość.
Co więcej we Włoszech, jesteśmy świadkami debaty politycznej, którą można porównać do gry pomiędzy wielkimi potentatami medialnymi, walczącymi o to, która telewizja czy radio przyciągnie widzów/słuchaczy. W istocie uczestnicy tych debat się od siebie nie różnią w kwestiach zasadniczych, a sama debata ogranicza się do niewiele od siebie się różniących sloganów. Tak duszna i prowincjonalna się stała.
Czyli najbardziej prawicowy rząd w historii Włoch nie wykonuje wcale wielkiego skrętu w prawo?!
Nie chcę powiedzieć, że ten rząd nie jest konserwatywny, ani że nie może wyrządzić Włochom żadnych szkód. Nie twierdzę też, że wyniki wyborcze Ligi z Salvinim i Fratelli d’Italia z Giorgią Meloni nie są niepokojące. Ale nie sądzę, by stawką było utrzymanie liberalnych instytucji.
Ramy międzynarodowe i włoska klasa rządząca są już wystarczająco konserwatywne, z tymi partiami czy bez nich. Opinia publiczna, głosując na prawicę, potwierdza tylko tendencję trwającą w kraju od dziesięcioleci, której źródeł można doszukiwać się w okresie między latami 80. a 90. ubiegłego wieku, który ma z kolei swoje korzenie w nigdy nierozwiązanym węźle włoskiego faszyzmu. A także w relacjach między kapitalizmem a faszyzmem (na co w okresie powojennym zwracało uwagę wielu marksistowskich intelektualistów ze Szkoły Frankfurckiej).
Niedawno Ursula von der Leyen odwiedziła Rzym. Jak w świetle jej wizyty wyglądają relacje Włoch z Unią Europejską? Czy szykuje się konfrontacja, jak w przypadku prawicy polskiej?
Uważam, że tutaj należy zastosować pewne metodologiczne rozróżnienie zarówno w odniesieniu do Włoch, jak i innych krajów europejskich. To, co myślą Włosi (ludzie, których możesz spotkać robiąc zakupy w supermarkecie, stojąc w korku, rodzice kolegów z klasy Twoich dzieci), różni się od tego, co myślą włoscy politycy, rząd i opozycja. Klasa rządząca ma bardzo pozytywne wyobrażenie o Unii Europejskiej. Lubi co najwyżej używać jej jako straszaka przy każdej okazji wyborczej, aby zmobilizować elektorat przeciwko czemuś i komuś.
Przypisywanie wszystkich naszych problemów Unii Europejskiej jest bardzo wygodne. Zarówno dla klasy politycznej, jak i dla klasy biznesowej. Tak aby nie musieli oni zajmować się duszącymi węzłami zamkniętego, reakcyjnego i konserwatywnego kraju, który nie był w stanie podjąć wyzwań związanych z globalizacją.
To znaczy?
Nie jestem zwolennikiem neoliberalizmu ani modelu amerykańskiego. Ale nasz problem jest poważniejszy niż neoliberalizm. We Włoszech ani probiznesowa koalicja rządowa, ani koalicja wspierająca związki zawodowe nie uda się, jeśli zostawi kontrakt społeczny taki, jaki mamy obecnie. My potrzebujemy otwarcia na nowe idee. Nowego otwarcia.
Jak postrzeganie Unii ma się do kwestii tego kontraktu społecznego?
W ostatnich latach Unia Europejska forsowała dalszą liberalizację, często źle stosowaną, która sprzyjała wejściu do naszego kraju inwestorów zagranicznych – głównie francuskich i niemieckich. Wskazany kapitał zagraniczny często dosłownie wyrywał krajowe firmy z Włoch, zabierając daleko stąd zgromadzone przez nie umiejętności i wykwalifikowaną siłę roboczą, zubażając naszą tkankę produkcyjną.
Nie wierzę, że Unia Europejska naprawdę dostrzega zagrożenie ze strony rządu Meloni lub niektórych jego członków. W Brukseli doskonale wiedzieli, że równowaga wewnętrzna w rządzie (vide poparcie Berlusconiego), ale też obecność prezydenta Republiki, Mattarelli, nie pozwoli na żaden radykalny ruch. Oczywiście, niektóre działania nowej premier mogą symbolicznie antyeuropejskie. Jeśli Meloni nazywa siebie „Margaret Tharcher z Garbatelli”, to nie jest to proeuropejski gest. Ale w Brukseli nikt nie przejmie się ani liberalizacją polityki fiskalnej Włoch, ani ustawą antyaborcyjną, gdyby została wdrożona…
W takim razie co jest stawką?
Politycznym celem Unii jest zagwarantowanie przez nowy włoski rząd ciągłości i stabilności potrzebnej inwestorom zagranicznym, wypłacalności długu oraz odporności systemu bankowego i ubezpieczeń społecznych. Przypomnijmy, że to właśnie w tych kwestiach Włochy są pod stałym nadzorem Unii od co najmniej 2011 roku, od pierwszego rządu Montiego.
Nie sądzę, aby w relacjach Rzym-Bruksela istniały jakiekolwiek zagrożenia poza tymi o charakterze ekonomicznym. Owszem, w niektórych przypadkach, jak w kwestii Węgier czy Polski, Unia Europejska podniosła głos w pewnych kwestiach zasadniczych, ale konkretnie, przynajmniej we Włoszech, nie mieliśmy poważnych kryzysów instytucjonalnych. Wręcz przeciwnie, chyba wszyscy tutaj pamiętamy terror, jaki został narzucony Grecji, rządowi Tsiprasa czy ludziom zebranym wokół postaci ministra Warufakisa. Włochy mogą otrzymywać upomnienia, i sądzę, że w niektórych kwestiach już je dostały (prawo rodzinne, prawa dla par tej samej płci, adopcje), ale dopóki będą spłacać swój dług, gwarantować odporność i stabilność systemu bankowego oraz finansowego, nikt nie będzie miał na co narzekać.
Czyli realizacja europejskiego programu naprawczego we Włoszech przebiega poprawnie? W końcu aż 25% środków trafi właśnie do Italii, ze względu na jej zadłużenie, więc jest o czym mówić.
Wbrew temu, co się często mówi, Włochy są głęboko zadłużone, ale państwo posiada duże oszczędności w kieszeniach obywateli. Poprzednie pokolenia, przynajmniej do lat 80. XX wieku, gromadziły duże oszczędności i często ich przedstawiciele stawali się właścicielami domów, w których mieszkają, spłacając kredyty hipoteczne; inni otwierali firmy, które są ich własnością i które przekażą w spadku swoim dzieciom lub wnukom. Jest to małe dziedzictwo gospodarcze oraz społeczne, którego nie można ignorować. Włochy pozostają jednym z najbogatszych krajów świata i jedną z największych potęg gospodarczych w Europie. Nie mówię tego przez szowinizm czy narodowe przechwałki – prostuję tendencyjne, a rozpowszechnione opisy naszej sytuacji.
Jesteśmy krajem przeżywającym trudności i wyraźnie potrzebującym ożywienia, w odniesieniu do niektórych kwestii, zwłaszcza bezrobocia, wydajności i długu publicznego, ale zgromadziliśmy aktywa, które gwarantują nam ochronę przed ogólnym upadkiem. Nie oznacza to, że będziemy mogli żyć z naszych dochodów. Mamy jednak czas na potencjalne zmiany wykorzystujące zgromadzony przez dziesięciolecia majątek.
To stawia was w lepszej sytuacji niż wspomnianą Grecję..
Tak, zdecydowanie. W następstwie pandemii COVID-19 gospodarka krajowa ponownie ruszyła z dobrym wzrostem PKB. Conte, Draghi i partie, które wspierały te rządy, rywalizowały, by przypisać sobie za to zasługi. Nikt nie miał intelektualnej uczciwości, by powiedzieć, że po pandemii i powszechnym zamknięciu z załamaniem PKB taki efektowny skok był normalny; sytuacja byłaby nienormalna, gdyby nie nastąpił, niezależnie od rządu. Żaden z tych rządów nie wprowadził reform strukturalnych mających na celu otwarcie lub zamknięcie rynku, trudno więc myśleć o tak gwałtownym skoku spowodowanym działaniami rządu. Pewne uznanie należy przyznać Contemu, za uruchomienie dochodu obywatelskiego i wynegocjowanie doskonałej umowy handlowej z Chinami. Te dwa osiągnięcia, w granicach tego, co było możliwe, były być może najbardziej solidne i kryły w sobie zalążek czegoś, co można by rozwinąć jeszcze bardziej.
A fundusze?
Jeśli chodzi o różne plany i fundusze europejskie, które otrzymuje Italia, są one niewątpliwie przydatne, ale nie mogą rozwiązać problemów, które są w większości związane z czynnikami strukturalnymi, złymi wyborami politycznymi i bardziej ogólnym upadkiem gospodarczym, demograficznym i politycznym Europy oraz bloku zachodniego.
Giorgia Meloni renegocjuje kamienie milowe, a więc trzyma się haseł z czasów kampanii?
Zgodnie z oczekiwaniami, obecny rząd renegocjuje swoje kamienie milowe. W kwestiach kosmetycznych, a nie rewolucyjnych.
Tutaj trzeba przyjrzeć się innej sprawie. Włoskie rządy – i nie tylko one – mają tę nieprzyjemną cechę, że podnoszą głos na słabych i są uległe wobec potężnych. Partie polityczne mają tę wadę, że obiecują wielkie rzeczy, które są niemożliwe do osiągnięcia, do tego stopnia, że nie są w rzeczywistości odpowiedzialne przed wyborcami: system polityczny jest oderwany od kraju, którym zarządza. Spadek liczby wyborców przy każdych wyborach omawiany jest w pogłębionych programach ponurym i smutnym tonem, ale nikt tak naprawdę nie robi nic, aby to zjawisko zahamować; system polityczny jest samoreprodukujący się i legitymizujący. W końcu wystarczy bardzo niewielu wyborców, którzy pójdą zagłosować, przekonani, że chcą swoimi głosami legitymizować władzę konkretnych partii. Jest to problem nie tylko we Włoszech, ale we wszystkich zachodnich demokracjach liberalnych i jest to również powód, dla którego wyborcy często głosują na antysystemowe alternatywy.
Non è cambiato nulla a więc nic się nie zmieniło. Kiedyś tak właśnie z moją włoską przyjaciółką określiliśmy najbardziej pasujące do Włoch credo…
No właśnie, wydaje się, że model jest zablokowany, niereformowalny. Klasa rządząca się nie zmieni, linia gospodarcza i polityczna nie podlegają żadnym reformom.. Szczerze ma się wrażenie, że polityka to rodzaj telewizyjnego talent show, w którym ważne jest przekonanie, że coś się zrobi (ale wszyscy już wiedzą, że się nie zrobi).
Ale nie jest to choroba tocząca tylko Włochy..
Powiem tak: demokracja w krajach takich jak Włochy, Francja, Niemcy, Hiszpania jest dziurawa, to jest punkt ciężkości tego problemu. Nie to, jak wierni są Giorgia Meloni, Giuseppe Conte czy Silvio Berlusconi w stosunku do swojego programu wyborczego. Wyborcy i media nie odgrywają już żadnej roli w kontrolowaniu polityki i partii. Można niemal odnieść wrażenie, że każdy wybór został już dokonany gdzie indziej i nie można go kwestionować; po raz kolejny muszę przywołać przykład Grecji. Grecy nie mieli prawdziwej możliwości wyboru, byli poddawani naciskom, groźbom, życzliwym lub złośliwym radom, w każdym razie doszło do zewnętrznej ingerencji w demokratyczny proces formalnie suwerennego kraju. Rzecz nie do pogodzenia z demokracją.
W Italii nie miało to miejsca. Można powiedzieć, że wszelkie dyrektywy z Brukseli zostały cichaczem, bez tragedii w greckim stylu, przyjęte przez establishment.
We Włoszech wszyscy się na to zgodzili, poza częścią Ruchu 5 Gwiazd, do którego należeli ludzie młodzi lub bardzo młodzi. Nieprzyzwyczajeni do polityki instytucjonalnej, którzy często dali się wciągnąć w pewną utopię, możliwości walki z wcześniej już ustalonymi regułami gry (inni aż za dobrze się przystosowali i opuścili ruch, by sprawować urzędy). Obiecywali wielkie rzeczy, ale byli w stanie osiągnąć bardzo niewiele. Mam na myśli burmistrzynię Rzymu, Virginię Raggi, przeciwko której rozpętano przerażającą kampanię medialną we Włoszech i w Europie, w której nikt nie brał pod uwagę tego, co osiągnęła: konsolidacji budżetowej gminy Rzym ani tego, jak wzmocniono przedmieścia (rozbudowano komunikację i usprawniono usługi publiczne). Osobiście mieszkam na dużym przedmieściu Rzymu, sam mogę zaświadczyć, że moja jakość życia się poprawiła.
Jak pokazuje historia Ruchu Pięciu Gwiazd, nie wystarczy być dobrym człowiekiem, mieć dobre pomysły. Kompromisy są zawsze konieczne, aby zarządzać złożonymi ciałami, takimi jak duże miasto, region czy państwo.
A to budzi z drugiej strony resentyment..
To rozczarowuje biedniejszych wyborców, wyborców z uboższych regionów, ale też bardziej upolitycznionych wyborców, którzy być może czekają na radykalną zmianę. Jednak rzeczywistość jest taka, że we Włoszech jest ona dziś niemożliwa.
Raz po raz wyborcy wybierają nowego mistrza wielkich zmian: Ruch 5 Gwiazd, Renziego, Salviniego, Berlusconiego, Meloni i za każdym razem są rozczarowani. Po części dlatego, że wybór często padał na ludzi, którzy się do tego nie nadają. A po części też dlatego, że nie można oczekiwać drastycznych zmian od ludzi, którzy reprezentują obecny system władzy gospodarczej.
Zostawiając na boku kwestie jakości demokracji… gdzie trafiają pieniądze z funduszui odbudowy?
Środki z planu naprawczego zostały przeznaczone na różne projekty. Nie wiem szczegółowo, jak zostały one wydane, ale mogę zapewnić, że we Włoszech jest wiele europejskich projektów, angażujących obywateli, które pomagają tkance gospodarczej i społecznej. Ponownie, nie chcę powiedzieć, że te pieniądze są bezużyteczne. Wręcz przeciwnie, mogą zrobić wielką różnicę dla wielu osób i firm, ale same w sobie pozostaną kroplą w morzu potrzeb.
Duża część z nich miała początkowo trafić na południe. Czy istnieje ryzyko, że te środki zostaną przechwycone przez organizacje mafijne, czy o tym się mówi?
Nie wierzę, że fundusze europejskie mogą trafić w ręce organizacji mafijnych, tak samo jak fundusze krajowe.
Węgierscy oligarchowie akurat potrafią z nich wyżyć..
Ryzyko niewątpliwie istnieje, ale nie powiedziałbym, że jest większe na południu czy na północy, we Włoszech czy w innych krajach europejskich. Organizacje mafijne mają obecnie charakter ponadnarodowy. Otwarte, konkurencyjne, nowoczesne, wolnorynkowe społeczeństwo zawsze zawiera w sobie bardziej mroczne aspekty. A do takich należą organizacje przestępcze, które przemieszczają duże sumy pieniędzy.
Nie chodzi o umniejszanie problemu włoskiego, a w szczególności problemu niektórych obszarów kraju, ale nie jest to problem wyłącznie włoski czy południowy. Problemem jest wykrywalność dużych przepływów pieniędzy, wykrywalność i legalność inwestycji finansowych, przejrzystość sektora bankowego, zaangażowanie państwa w walkę z przestępczością w terenie, ale także w obrębie sektora dużych przedsiębiorstw, bankowości i finansów. Organizacje przestępcze są teraz wielonarodowe. Transferują miliony w ciągu kilku godzin, w ciągu kilku dni za pomocą jednego kliknięcia i nie dzieje się to tylko w Palermo, Acapulco czy Medellin, dzieje się to również w Londynie, Nowym Jorku, Bonn, Mediolanie…
Dobrze, zmieniając temat na sprawy zagraniczne – ile osób popiera obecny sposób postępowania włoskiego rządu w sprawie wojny na Ukrainie?
Temat, po wielu miesiącach, zarówno w mediach, jak i w oczach opinii publicznej, po początkowym wielkim zaangażowaniu społecznym zszedł na dalszy plan. Myślę, że w sumie bardzo mało osób jest za wysłaniem broni, a sondaże to potwierdzają. Nie możemy zapominać, że Conte obalił rząd Draghiego właśnie przez to, powodując odzyskanie przez Ruch Pięciu Gwiazd kilku punktów poparcia. Nie oznacza to, że Włosi popierają rosyjską inwazję na terytorium Ukrainy lub że są proputinowscy. Ale równie pewne jest, że nasycenie każdej przestrzeni informacyjno-rozrywkowej wiadomościami z Ukrainy – Zełenski będzie też gościem festiwalu w Sanremo, słynnego włoskiego festiwalu muzyki pop – sprawiło, że ludzie zaczęli się zastanawiać, dlaczego telewizja jest tak zafiksowana na ten temat, a na inne nie.
Wydaje się, że to zrozumiała kwestia zmęczenia wojną, w Polsce też przeżywaliśmy podobny proces, jednak rządzący nadal pomagają Ukrainie.
Tak. Powtarzam: dzieje się to w kraju euroatlantyckim, proeuropejskim i tradycyjnie zachodnim, o bardzo umiarkowanych poglądach. Ale który ma również wielką tradycję katolicką. Wiemy, że papież Franciszek kładł duży nacisk na pokój i mediację, na znaczenie dialogu.
W tym wszystkim można bezpiecznie założyć, że Meloni będzie nadal wysyłać broń?
Tak, bez wątpienia. Włochy będą w pierwszym rzędzie wysyłających broń, o ile USA o to poproszą. Pomimo wielu obaw dotyczących rzekomego proputinizmu we Fratelli d’Italia, w Lidze czy osobistych relacji między Berlusconim a Putinem, Włochy nadal będą robić to, co im się każe. Nie wyklucza to oczywiście szukania pęknięć w sankcjach poprzez kontakty z Turcją, San Marino czy Kazachstanem, tak aby włoskie towary trafiły do Rosji i ominęły sankcje, ale to już temat na szerszą opowieść.
A jakie są relacje Meloni z Macronem? Spotkali się ostatnio w sprawach imigracyjnych, czy są kolejne kontrowersje, czy doszło do porozumienia?
Mówiło się o kłótniach i nie byłoby to pochlebne, gdyby było prawdą. Nie oczekuję, że Macron i Meloni będą się lubić, ale że będą potrafili zrobić to, co miliony ludzi robią codziennie na świecie: dostosować się do kolegi, z którym czasem się nie zgadzasz. Poza poziomem osobistym są dwie kwestie: jedna polityczna, a druga narodowa.
Jak zgaduję pierwsza kwestia odnosi się do kwestii migrantów.
Pierwsza dotyczy znanej dynamiki debaty o imigrantach, statkach na Morzu Śródziemnym i francuskich pushbackach w Ligurii. Moje wrażenie w tym względzie jest takie, że Francuzi udają tutaj awangardę praw człowieka, tylko po to, by zostawić gorącego kartofla innym. Migranci, którzy docierają do Włoch drogą morską (bardzo mało w ogólnym rozrachunku), często mówią po francusku, chcą jechać do Francji, kraju, który (biorąc pod uwagę swoją kolonialną historię i późniejszą politykę neokolonialną, w tym franka CFA i misje wojskowe) miałby właściwie moralny obowiązek ich przyjąć, gdy uciekają przed nędzą.
A nie chcą, co objawia się sporadycznymi pushbackami na granicy włosko-francuskiej. A kwestia narodowa?
Włosi generalnie nigdy nie darzyli – na poziomie ludowym – sympatią Francuzów. Uważając ich za pierwszorzędnych donosicieli. W najbliższych dniach będzie miała miejsce rozmowa telefoniczna między Macronem a Meloni: prasa mówi o odwilży, ale mam pewne trudności z dostrzeżeniem konkretnego rezultatu; Giorgia Meloni wciąż mówi o „pewnych środkach”, „odpowiedziach”, „rozwiązaniach”, ale wszystko to wydaje się w tej chwili odległe.
Z pewnością te kwestie rozwiążą się w najbliższych miesiącach. Interes ma w tym też Komisja Europejska.
Po wyborach lider największego i to dodatku lewicowego związku, CGIL, udzielił Meloni kredytu zaufania. Jakie są obecne relacje Meloni ze związkami zawodowymi?
Ma tu miejsce klasyczny związek prawicowo-liberalnego rządu ze związkami zawodowymi. Nie widzę w tym nic szczególnego. CGIL nie jest już centrum konfliktu ekonomicznego, jako taki stał się głównie obrońcą własnych członków (we Włoszech głównie emerytów i pracowników wielkich fabryk), co oczywiście samo w sobie nie jest złe. Również w tym przypadku musimy oczywiście dokonać rozróżnienia pomiędzy przywódcami związkowymi a członkami. Jednak jeśli mówimy o działaczach, nie ma wątpliwości, że dynamika jest taka sama jak w każdej gałęzi zachodniej polityki: współpraca i konflikt w zależności do tego, jaka jest siła przetargowa związku i co będzie służyło jego członkom.
A czy wielotysięczne demonstracje uczniów przeciwko szkolnemu programowi scuola-lavoro, który legalizuje darmowe stażę w firmach prywatnych, jako warunek ukończenia szkoły, trafiły kiedykolwiek do mediów, czy też jest to wciąż temat ignorowany przez mainstream?
Znowu musimy wziąć pod uwagę specyfikę włoskiej historii: to, że niektóre kolegia czy uniwersytety są okupowane przez studentów przed świętami, jest teraz niemal tradycją. Przed laty też byłem jednym z nich i organizowałem lub uczestniczyłem w tych właśnie protestach. Właśnie dlatego, że je znam i brałem w nich udział, czuję, że mogę powiedzieć, że klimat, w zdecydowanej większości przypadków, jest daleki od upolitycznienia. To rytuał przejścia i jako taki doceniam go i rozumiem.
Nie chcę umniejszać zaangażowania tych młodych ludzi. Część z nich (mam nadzieję, że wielu) z pewnością stanie się szczerymi przeciwnikami niesprawiedliwości społecznej, neoliberalizmu, wojny i cięć publicznych. Ale wielu innych zdobędzie dyplom, odziedziczy rodzinną firmę i zagłosuje na Giorgię Meloni w przyszłości, by płacić mniejsze podatki.
Brzmi to jednak dość nihilistycznie. A więc ani związki zawodowe, ani studenci nie stoją na drodze do swobodnego rządzenia tej prawicowej koalicji. Czego więc można się spodziewać w przyszłości?
Ten rząd, wydaje mi się, zamierza z pełnym zaangażowaniem kontynuować linię rządu Draghiego. Mamy do czynienia z neoliberalnym rządem, który jest bardzo nastawiony na uspokojenie zagranicznego kapitału. Dużo mówi się też o obniżeniu podatków, ale tę obietnicę składano Włochom od dziesięcioleci, z niewielkim skutkiem. Możliwe, że tutaj jednak dojdzie do przełomu.
Natomiast wykonano pewien ruch w odniesieniu do aborcji: w tych dniach dużo mówi się o prawnym uznaniu prawa poczętych, ale musimy zobaczyć, czy i w jaki sposób wniosek zostanie przedstawiony. Niektórzy mówią, że może to być koń trojański dla przyszłych ograniczeń, ale myślę, że najpierw musimy zobaczyć, czy i jaki tekst zostanie zatwierdzony, jakie zmiany zostaną wprowadzone, czy głowa państwa to zatwierdzi i czy nie będzie referendów lokalnych. Krótko mówiąc droga jest długa i na razie jest to tylko propozycja.
Gdybym jednak był zagranicznym obserwatorem, monitorowałbym prawa obywatelskie, kwestię migrantów i bezpieczeństwo, czyli jedyne obszary, w których rząd zachowuje pewną swobodę.
A jak układają się relacje Meloni z własnymi koalicjantami, czy ten rząd też szybko upadnie, co włoska polityka przyjęła już dawno za swoją tradycję?
Generalnie Włosi są zmęczeni klimatem awanturnictwa i ciągłej debaty w kraju. Dużo głosujemy, a mało widzimy rezultatów. Centroprawica zresztą zawsze była bardzo dobra w zabezpieczaniu swoich interesów i spójności, nie sądzę, żebyśmy w najbliższym czasie znów głosowali. Ogólnie rzecz biorąc, wydaje mi się, że wszystkie trzy strony mają powód, by nadal sobie ufać.
Berlusconi nie ma powodu, by rozrywać koalicję, która niejako chroni go i jego towarzystwo, członkowie jego partii mogą się obawiać w przyszłości tylko dalszej utraty głosów, a więc i mandatów, Salvini musi zarządzać Ligą, która jest bardziej zbuntowana wobec niego jako lidera, niż wobec rządu, Fratelli d’Italia zgarnęła sporo głosów i w sumie wciąż jest w miesiącu miodowym ze swoimi wyborcami, więc po co strzelać sobie w stopę? Oczywiście wciąż mówimy o Włoszech i każdy kryzys jakiejkolwiek partii, nawet niewielki, może w kilka dni zmienić cały scenariusz polityczny, a nawet obalić rząd, ale na razie taki scenariusz nie wydaje się być na horyzoncie.
Gabriele Germani (Rzym, 1986) – naukowiec, pisarz i komentator życia politycznego Włoch. W 2011 r. uzyskał tytuł magistra na kierunku Historia i kultury świata średniowiecznego, nowożytnego i współczesnego z pracą z zakresu historii współczesnej. W 2012 roku zdobył tytuł magistra w dziedzinie geopolityki i bezpieczeństwa, na podstawie pracy na temat amerykańskiej wojny secesyjnej. Następnie podjął i ukończył studia na kierunku psychologia, pisząc pracę dyplomową na temat testu Rorschacha i związku między przywiązaniem a inteligencją emocjonalną. Opublikował serię artykułów historyczno-antropologicznych oraz tekst o ruchach chłopskich w Gwatemali w okresie zimnej wojny. W 2022 roku opublikował „Urugwaj i włoska emigracja: marzenia, nadzieje i rewolucje” w Anthology Digital; prowadzi mikroblog na Facebooku (na swoim tytułowym profilu) oraz kanał na Telegramie (o tej samej nazwie), w którym zagłębia się w historię, antropologię, geopolitykę, historię religii i marksizm, komentując także włoskie życie polityczne. Obecnie pracuje nad publikacją dotyczącą historii i antropologii Gwatemali.