Irak 20 lat później: rzeczywistość sfabrykowanej wojny [CZ. 1]
„Przyjeżdżamy do Iraku z szacunkiem dla jego mieszkańców, ich wielkiej cywilizacji i różnych wyznań. Nie mamy dla Iraku żadnych ambicji poza usunięciem zagrożenia i przywróceniem kontroli ludu nad krajem.” Tymi słowami 20 lat temu, 20 marca 2003 r. George W. Bush Jr. ogłosił rozpoczęcie operacji „Iracka wolność”. Nielegalnej, sfabrykowanej wojny, która miała rozpętać falę przemocy na całym świecie, pochłaniając życie ponad 600 tys. ludzi.
Rzekomo jej nazwa brzmiała pierwotnie Operacja Iracka Wolność (Operation Iraq Liberty), ale kryptonim ten pośpiesznie zmieniono, gdy ktoś się zorientował, że w skrócie wychodzi OIL – „ropa”. Nieprzypadkowo.
Arabskie noce
Jest druga w nocy. Około 30 osób czeka na wizy na lotnisku w Bagdadzie. Niektórzy są tu już od prawie dwóch godzin. Inni siedzą na ławkach ledwie 30 minut, zanim zostaną wpuszczeni. Nie ma żadnego jasnego wytłumaczenia, dlaczego. Nie ma żadnego jasnego wytłumaczenia dla wielu rzeczy, które dzieją się w Iraku. Gdybym miał opisać ten kraj jednym słowem, użyłbym dwóch: uprzejmy chaos. Powietrze jest ciężkie od dymu. Kelnerzy gaszą papierosy wprost na wapiennych ścianach. Czarne jak smoła plamy po tysiącu nieprzespanych nocy zieją jak dziury po kulach.
Stoję ze skrzyżowanymi rękami przy wejściu do lotniskowej sali modlitw. Starszy pan pyta mnie, czy może przejść i się pomodlić. Pozwalam. Potem odzywa się dwóch innych. Tym z kolei muszę tłumaczyć, że nie jestem stąd. „Wyglądasz jak Irakijczyk, jesteś taki przystojny” – śmieje się jeden z mężczyzn. Ma gęste, czarne wąsy. Przynajmniej ¼ mężczyzn tutaj, zwłaszcza wojskowych, nosi „wąsy Saddama”, jak zacząłem je nazywać. „Nie wąsy Saddama! Irackie wąsy!” – poprawia mnie drugi mężczyzna.
Przynajmniej jedna czwarta Irakijczyków nosi wąsy w tym stylu.
Nadeszła moja kolej. Mój paszport jest jak nowy, tylko z jedną pieczątką z Ukrainy z czerwca 2022 roku, gdzie obecnie toczy się inna wojna. Tak samo szalona i zbrodnicza.
Wieczór jest przyjemnie chłodny, a herbata słodka jak syrop. Dzięki niej zyskuję +40 godzin bez snu na ulicach Bagdadu. Mam też zapas na Babilon, Kirkuk, Mosul, Tikrit, Karbalę, Faludżę i tak dalej. Teksty, które napiszę, będą poświęcone życiu, kulturze, religii, ekonomii, polityce i terroryzmowi w dzisiejszym Iraku oraz fatalnym następstwom 20 marca 2003 roku. Chcę opisać pogrążanie się kraju w krwawym chaosie, który doprowadził do powstania międzynarodowego, pseudoislamskiego terroryzmu spod sztandaru ISIS, fali uchodźców i migrantów do Europy oraz zniszczenia państwowości w kilku krajach regionu.
Sucha historia
Wyjaśnienie historii tego kraju na przestrzeni ostatniego półwiecza zajęłoby kilka książek. Spróbujemy w kilku akapitach. Rządy Saddama Husajna i jego partii Baas dzielą się na dwa okresy: przed i po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej w 1990 roku, kiedy to koalicja pod wodzą Waszyngtonu pokonała wojska irackie po inwazji na Kuwejt.
Inwazji, która (mówiąc wprost) była wymuszona całkowicie bezowocną 8-letnią wojną między Teheranem a Bagdadem (1980-1988). Głównym powodem tamtej wojny była obawa Saddama, że irańska rewolucja islamska z 1979 r. rozleje się na jego terytorium zamieszkane głównie przez szyitów.
Irak Saddama to oficjalnie świeckie państwo, ale władza znajduje się w rękach mniejszości sunnickiej, a konkretnie plemienia dyktatora. Nieoficjalnie uważa się, że Irak nie odważyłby się zaatakować sąsiada, gdyby nie otrzymał obietnicy wsparcia ze strony Zachodu oraz ZSRR i ich sojuszników, którzy w tamtym czasie zastanawiali się, jak zmienić reżim w Teheranie. Nie podobał im się rząd porewolucyjny, uznający Amerykę i Izrael za wrogów numer jeden.
Pomnik Wolności na bagdadzkim placu Tahrir.
Pomoc dla Iraku przybiera postać finansowego, materialnego i wywiadowczego wsparcia głównie ze strony USA, Francji, Kataru, Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej, ZSRR, Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Iran wspierany jest głównie przez Koreę Północną, Libię, Syrię i Chiny. Kilka krajów – Bułgaria, Hiszpania, Portugalia i Turcja – pomaga obu państwom jednocześnie. Kiedy wojna się kończy, liczba jej ofiar sięga 500 tys. Kraje wracają do status quo z 1980 r.
Arabski czempion
W latach 80. Irak ma, mimo wojny, jedną z najbardziej rozwiniętych gospodarek w świecie arabskim. Ropa naftowa jest podstawą lokalnej gospodarki, ale kraj może pochwalić się dwiema setkami państwowych firm, które produkują siarkę, minerały, cement, żelazo, stal, tekstylia, żywność, artykuły gospodarstwa domowego, sprzęt elektryczny, farmaceutyki i inne.
System edukacji jest jednym z najlepszych w regionie, a pracuje ponad 23% kobiet – dziś tylko 10%. Wszystko to zmieniło się jednak wraz z wojną w 1990 roku. Szukając szybkiego zwycięstwa, które podniosłoby go na duchu i zapewniło mu kredyty, Saddam zdecydował się zaatakować małego, ale bogatego w ropę sąsiada. Nie spodobało się to Waszyngtonowi, który obawiał się utraty równowagi w regionie i zagrożenia dla swojego najważniejszego arabskiego partnera, Arabii Saudyjskiej. W ciągu sześciu tygodni bombardowań koalicja dowodzona przez USA zniszczyła więcej infrastruktury niż Irak stracił przez osiem lat wojny z Iranem. Zniszczone zostały wodociągi, sieci elektryczne, fabryki, magazyny i wiele innych.
Amerykańskie Humvee w Bagdadzie. Podobne silnie uzbrojone pojazdy można zobaczyć tysiącami w stolicy i w całym kraju.
Ale jeszcze bardziej wyniszczające są sankcje. A liczbę krajów, które kiedykolwiek zostały objęte cięższymi sankcjami, można jeszcze policzyć na palcach jednej ręki. W ciągu kilku miesięcy Irak spada na ostatnie miejsce we wszystkich możliwych rankingach.
Wymyślona wojna
W tym kontekście w 2003 r. Stany Zjednoczone dokonały inwazji na Irak. Twierdziły, że Saddam pomógł zorganizować zamach terrorystyczny z 11 września 2001 r. Zamach ten przeprowadziła Al-Kaida, jedna z największych organizacji terrorystycznych na świecie. Organizacja, która została założona i finansowana przez CIA i pakistańskie służby specjalne do walki z Rosjanami w Afganistanie.Jej przywódca, Osama bin Laden – saudyjski milioner wyszkolony w Ameryce – swojego czasu był bohaterem zachodnich mediów.
Drugi pretekst to broń chemiczna. Informacja, którą CIA, jak twierdzi, otrzymało od swoich izraelskich odpowiedników z Mossadu. Po wojnie stało się jasne, że było to kłamstwo. W Iraku nie znaleziono ani śladu broni chemicznej.
Ale Irak został już do tego czasu zajęty. USA – które „nie mają ambicji” – nagle jednak je znajdują. 16 maja 2003 r. amerykański rząd tymczasowy narzuca „debasyfikację”, wyrzucając z pracy 100 000 byłych członków partii Saddama, skutecznie rozmontowując aparat państwowy. Rodziny tych ludzi, a to już setki tysięcy ludzi, popadają w nędzę.
23 maja 2003 r. Amerykanie robią kolejny wielki błąd: zwalniają na raz wszystkich ludzi służących w strukturach siłowych. 385 tys. żołnierzy, 285 tys. policjantów i 50 tys. prezydenckich gwardzistów. Oni też mają na utrzymaniu rodziny.
Policjant w Bagdadzie.
W ciągu kilku dni kilka milionów Irakijczyków znalazło się w otchłani biedy i bez perspektyw na rozwój. Z czego ponad 700 tys. to wyszkoleni, uzbrojeni i wściekli mężczyźni. Próżnia ta jest wypełniana nie przez Amerykanów, którzy nie mają na to ochoty. Ani przez nowy rząd złożony z szyickich protegowanych Ameryki, którzy spieszą się z rozdawaniem koncesji na eksploatację rezerw ropy.
Lokalne organizacje sunnickie i szyickie (sponsorowane przez Iran i królestwa Zatoki Perskiej, a także lokalnych duchownych) nagle rosną do niespotykanych rozmiarów. To już setki grup z milionami członków, którzy wstępują do nich nie z pobudek religijnych, ale w samoobronie i w celach ekonomicznych.
Na domiar złego wszystkie z wymienionych już 200 państwowych firm zostały pospiesznie sprzedane osobom prywatnym. Potem zbankrutowały. Brzmi znajomo, prawda? Ale to jeszcze nie wszystko: po tym następuje wstrząs systemu bankowego, aby uczynić go bardziej podatnym na wpływy zagraniczne, 100% przejęcie krajowych firm przez zagranicznych inwestorów, otwarcie granic, obniżenie podatków od przedsiębiorstw z 40 do 15%, podpisanie 40-letnich koncesji z zagranicznymi firmami i bankami oraz niszczenie związków zawodowych.
Wisienka na torcie
I jeszcze jedna wisienka na torcie. 1 maja 2003 roku wszedł w życie plan ratunkowy o wartości 21 miliardów dolarów, który miał postawić iracką gospodarkę na nogi. Z niezrozumiałych powodów kwota ta jednak nigdy nie trafiła do lokalnych firm i do ludzi. Tłuste kontrakty na produkcję, budownictwo i usługi trafiają do amerykańskich i innych zagranicznych firm. Lokalna produkcja jest niszczona, a kraj zalewają importowane towary. Kolejny policzek dla milionów bezrobotnych i coraz bardziej wściekłych Irakijczyków.
Do tego dochodzi absolutne wykluczenie sunnitów z polityki kraju. Dominująca za czasów Saddama mniejszość została całkowicie zastąpiona przez lojalne wobec Waszyngtonu organizacje szyitów i Kurdów. Wspólnie napisali oni nową konstytucję tak skandaliczną, że większość sunnickich delegatów po prostu odmówiła jej podpisania. Sednem funkcjonowania nowej republiki ma być kultywowanie różnic religijnych i etnicznych. To bomba z opóźnionym zapłonem.
Na placu Firdusiego stał kiedyś pomnik Saddama Husajna. Teraz jest tam plakat irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
Tymczasem 67% Irakijczyków wciąż pozostaje bez pracy. Państwo na wszystkich szczeblach jest kontrolowane przez ludzi bez doświadczenia i zdolności do zarządzania. Siły bezpieczeństwa składają się niemal w całości z prywatnych milicji – w ciągu zaledwie kilku miesięcy zwerbowano ich około 50 tysięcy. Całe milicje, jak szyicka Organizacja Badr, są po prostu włączane w struktury państwowe.
Rozpoczęła się seria oszustw wyborczych, krwawych czystek, represji administracyjnych i politycznych nowo mianowanych szyickich polityków i milicji wobec ludności sunnickiej. Wendeta przeciwko 30% ówczesnej populacji. szczególnie w Bagdadzie. Ze stolicy wysiedlono całe dzielnice zamieszkałe przez sunnitów.
Kałasznikow, kałasznikow…
Sytuacja wymyka się spod kontroli i w 2007 r. Waszyngton ogłasza, że konflikt osiągnął poziom „wojny ludobójczej”. W ramach rozwiązania Amerykanie postanawiają… dolać oliwy do ognia. USA rozmieszczają w Bagdadzie 30 tys. żołnierzy. Efekt jest jednak odwrotny: szyickie milicje i armia (które w pewnym momencie są już jednym i tym samym) zaczynają aresztować od 50 do 60 procent więcej „powstańców”, z których 85 procent okazuje się sunnitami.
Do walki z nimi, zamiast zróżnicować irackie siły i administrację, Ameryka rekrutuje 90 tysięcy bojowników sunnickich milicji i członków plemion. 43 000 z nich rozmieszcza w 17 dzielnicach Bagdadu. Miesięczne wynagrodzenie wynosi 360 dolarów na osobę plus broń. Dodatkowo administracja amerykańska otacza wszystkie sunnickie dzielnice w stolicy betonowymi murami (to samo zresztą robi z szyickim Miastem Sadra, o którym jeszcze będzie mowa). Trudno o lepszy obraz tego, jak podzielone, rozgoryczone i uzbrojone po zęby jest irackie społeczeństwo.
Wycinek z brytyjskiej gazety „The Independent” z 1993 roku, opatrzony nagłówkiem „Antysowiecki wojownik prowadzi swoją armię drogą do pokoju”. Chodzi o Osamę bin Ladena
Kilka miesięcy później wybuchł konflikt, który spełniał w zasadzie definicję wojny domowej, chociaż koncentrował się głównie w stolicy. A potem było tylko gorzej. Irak stał się areną niemalże globalnego konfliktu, w który angażowało się kilkadziesiąt państw. Trwał on aż do 9 grudnia 2017 roku – ostatecznego zwycięstwa nad ISIS.
Teraz…
Na tym tle, nakreślonym szerokimi pociągnięciami pędzla, wkroczyłem w nocny cień bagdadzkich palm, do jednego z krajów na naszej planecie, które pogrążone są w największym chaosie. Do kraju, który po prawie 40 latach nieustannej wojny i wyniszczających sankcji nie powinien w ogóle istnieć.
Kolebka europejskiej cywilizacji, której udaje się trwać wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Irak: irytujący, brudny, uśmiechnięty i wspaniały.
Artykuł ukazał się pierwotnie w języku bułgarskim na portalu KlinKlin. Jest to część cyklu reporterskiego Kałojana Konstantinowa. Wszystkie fotografie również są jego autorstwa.
2 thoughts on “Irak 20 lat później: rzeczywistość sfabrykowanej wojny [CZ. 1]”