Wielka Brytania: teraz strajk na kolei, na horyzoncie strajk generalny
– Na początku pandemii, gdy spółki kolejowe z trudem wiązały koniec z końcem, rząd je dofinansował. Jednocześnie zażądał od całej branży wdrożenia wartego 2 miliardy funtów pakietu cięć. W zasadzie powiedzieli: dajemy wam pieniądze, wy zwalniacie ludzi. Bardzo neoliberalna strategia nacjonalizacji bailoutu i finansowania go kosztem ludzi – mówi Nick Oung, praktykant inżynierii kolejowej, członek związku zawodowego Rail, Maritime and Transport Workers’ Union (RMT) od maja 2021 roku i aktywista International Marxist Tendency od 2017 roku, w rozmowie z Wojciechem Łobodzińskim.
Jaka była sytuacja na kolei w Wielkiej Brytanii przed strajkiem? Jakie jest jego tło?
Konflikt trwa od dwóch lat, a nawet nieco dłużej, jeśli chodzi o kwestię płac. Pracownicy kolei od trzech lat widzą, że ich pensje są zamrożone. Sytuacja jest taka sama we wszystkich sektorach publicznych, a przy rosnącej inflacji odczuwa ją większość Brytyjczyków. Inna sprawa, że w ciągu ostatnich dwóch lat partia torysów próbowała wymusić cięcia w przemyśle kolejowym. Uratowali go na początku pandemii, gdy spółki kolejowe z trudem wiązały koniec z końcem, ale jednocześnie zażądali, by cała branża wdrożyła wart 2 miliardy funtów pakiet cięć. I wydaje się, że teraz żądają jeszcze więcej.
Więc z jednej strony zrobili bailout, a z drugiej zażądali cięć?
Właśnie tak! Taką zaproponowali „wymianę”. Powiedzieli: damy wam pieniądze, a wy zrobicie te cięcia. To była bardzo neoliberalna strategia nacjonalizacji bailoutu i finansowania go kosztem miejsc pracy ludzi. To był bezpośredni atak na pracowników.
Jaka jest relacja między prywatnym a publicznym, jeśli chodzi o brytyjskie koleje?
Koleje zostały sprywatyzowane w latach 90. I bardzo szybko zaczęły się z nimi dziać źle, a największym problemem był stan samej infrastruktury kolejowej. Prywatyzacja doprowadziła do radykalnego ograniczenia wydatków na jej utrzymanie. W efekcie doszło do serii śmiertelnych wypadków.
Zginęli pracownicy? Albo pasażerowie?
Jedni i drudzy. To były dość dramatyczne wypadki. Dlatego infrastruktura kolejowa musiała zostać ponownie oddana w ręce publiczne. Jednak nawet mimo faktu, że odpowiadająca za nią firma działa w ramach departamentu transportu, rząd unika przyznania, że ten element kolejowej struktury jest własnością państwa. Tak więc sieć jest w rękach publicznych, a ja pracuję tam w dziale utrzymania kolei. Wszystko inne jest sprywatyzowane: spółki eksploatacji pociągów, spółki eksploatacji towarów i spółki taborowe. Te ostatnie to zresztą czyste pasożytnictwo. Zarabiają 500 milionów funtów rocznie na dzierżawie pociągów spółkom eksploatującym pociągi, które tylko je obsługują i świadczą usługi. Ale całą infrastrukturą i utrzymaniem zajmuje się Network Rail.
Więc jest pan pracownikiem państwowym?
Tak, mimo że rząd nie używa tego określenia.
A jakiego używa?
Nawet nie wiem. Może posłużyłby się terminem w stylu pracownik agencyjny? Tak czy inaczej, nie chcą przyznać, że akurat ta spółka kolejowa musiała zostać znacjonalizowana.
Kolejowe usługi są coraz gorsze, a ceny biletów nieustannie rosną. Z prywatyzacji nie wynikła żadna lepsza oferta, dlatego już teraz musieli renacjonalizować niektóre spółki eksploatujące pociągi.
I wchodzi to pod jeden parasol, który nazywa się Straight British Rail. Ale nawet wtedy rząd nie przyznaje, że część kolei została renacjonalizowana.
Więc członkowie RMT pracują we wszystkich tych firmach?
Tak, RMT reprezentuje wszystkie grupy pracowników w przemyśle kolejowym, maszynistów, kierowników i tak dalej. Ale większość związku stanowią pracownicy niższych kategorii kolejowych: ludzie, którzy pracują przy obsłudze pociągów i na stacjach, a także pracownicy zajmujący się utrzymaniem infrastruktury. Drugim związkiem w kolejnictwie jest ASLEF, który zrzesza wyłącznie maszynistów. Jest to związek ściśle wyspecjalizowany, jeśli można tak powiedzieć. Przyłączy się on do nas w następnej rundzie walk. Ostatnim związkiem jest TESA, który organizuje głównie kadrę zarządzającą, a więc wyższe warstwy pracowników firm.
Kiedy więc postanowiliście, że będzie strajk?
Pomysł pojawił się już ponad rok temu. Publiczna dyskusja rozpoczęła się w grudniu. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem od kierownictwa RMT, że strajk mógłby się odbyć. Potem idea tylko zyskiwała na popularności. Referendum strajkowe rozpoczęło się w maju i dało jednoznaczny wynik.
Jeśli dobrze zrozumiałem komentarze Mike’a Lyncha w telewizji, najpierw była faza sporu zbiorowego i negocjacje. Jakie było wtedy stanowisko rządu? Lynch nazwał to kłamstwami, kłamstwami, kłamstwami…
Głównym żądaniem w negocjacjach był brak zwolnień. Inną kluczową sprawą jest kwestia wynagrodzenia, która jest bardzo ważna nie tylko dla członków RMT, ale też dla innych ludzi zaangażowanych w ruch pracowniczy. Inne sektory również walczą o lepsze płace, w tym urzędnicy, pielęgniarki, nauczyciele i pracownicy poczty. Ale wycofanie się z planowanych, przymusowych zwolnień jest numerem jeden na naszych żądań. Nie chcemy stracić pracy. To dość oczywiste, dlaczego. Kiedy część z nas straci pracę, dla pozostałych zostanie więcej zadań do wykonania, a praca stanie się mniej bezpieczna.
Mike Lynch negocjował te żądania razem z resztą kierownictwa RMT. Problem z tym sporem polega na tym, że technicznie mamy jeden duży strajk, ale piętnaście różnych sporów przemysłowych. Jeden spór o ten sektor, o inny sektor, więc jest to naprawdę bardzo skomplikowane.
Szefowie i rząd torysów domagali się, że te cięcia muszą być wprowadzone. Torysi naprawdę popchnęli spółki do nie robienia żadnych kroków wstecz, jeśli chodzi o cięcia. Tak więc to jest to, co Mike Lynch nazwał kłamstwami.
Torysi w swojej propagandzie chcieli przedstawić związki zawodowe jako kogoś, kto w ogóle nie chce rozmawiać. Jako swojego rodzaju terrorystów. W rzeczywistości przywódcy związków zawodowych od miesięcy domagali się negocjacji, ale nie zostali wysłuchani. Teraz nie mamy innej możliwości niż strajk. Mike Lynch zażądał również, że jeśli torysi naciskają na szefów spółek kolejowych, to kierownictwo związku powinno faktycznie spotkać się z nimi. Niech rozmawia z nami rząd czy Partia Konserwatywna, a nie jacyś oddelegowani, przyparci do muru delegaci z kierownictwa spółek kolejowych..
Swoim potężnym strajkiem wstrząsnęliście Wielką Brytanią. Logicznie rzecz biorąc, powinna to być najlepsza okazja do ofensywy dla polityków Partii Pracy. Sama definicja Partii Pracy mówi, że powinni oni wspierać strajkujących, lub bardziej ogólnie, klasę robotniczą. Gdzie w tym wszystkim jest Partia Pracy, czy macie od nich jakiekolwiek wsparcie?
Można by pomyśleć, że tak powinno być. Ale jest duży problem, jeśli chodzi o tę partię. Ona jest podzielona. Nawet teraz, kiedy Starmer ma partię mocno pod kontrolą, zdecydowana większość posłów laburzystów wciąż stawia na ludzi z klasy robotniczej.
Starmer, oczywiście, nie powiedział, że partia nie popiera strajku. Ale mówił, że każdy poseł, który wesprze strajkujących podczas publicznego zgromadzenia, zostanie zwolniony ze stanowiska. Stara się w ten sposób zaszachować strajkujących, mówi, że strajki są straszne. Nie chce być postrzegany przez media i klasę rządzącą, która stoi za nim, jako wojujący przywódca robotniczy. Nie może więc być aktywnym zwolennikiem strajku.
Starmer powiedział, że nie jest po niczyjej stronie. Stanie raczej po stronie szefów, gdy nadejdzie czas jego rządów nad Wielką Brytanią.
Jak widać, wielu posłów nadal pozostaje autentycznymi zwolennikami klasy robotniczej i wspierali nas, przychodzili na publiczne pikiety kolejarzy. Niektórzy z nich krytykowali postawę Starmera. Nawet dla niektórych jego zwolenników byłoby zbyt trudne politycznie, aby nas nie poprzeć. Ich baza wyborcza składa się czasem z naszych towarzyszy. Niekiedy wspierają nas ekonomicznie lokalne biura Partii. Wszystko zależy od lokalnych posłów. Oni muszą przeciwstawiać się poleceniom Starmera. Dlatego uważam, że jest jedna Partia Pracy – i jest też inna Partia Pracy.
Wiele się zmieniło po Corbynie…
Partia straciła tysiące członków, a ich liczba wciąż spada. Zmian na horyzoncie nie widać. Obecne przywództwo nie zamierza wspierać klasy robotniczej, i to jest dość oczywiste. Ale RMT mówi, że będzie walczyć ze wsparciem partii lub bez niego, obok innych związków, takich jak związki służby cywilnej, związki pielęgniarek, związki nauczycieli i tak dalej. Powiedział do laburzystów: nie będziemy na was czekać. To wy musicie się zdecydować.
To jest stanowisko RMT i domyślam się, że będzie to również stanowisko innych związków, gdy przyjdzie jesień. Większość z nich przygotowuje się do strajków na początek września. I wszystkie chcą przywrócić politykę ludziom. Niezależnie od tego, która partia będzie tworzyć nowy rząd.
Twierdzisz więc, że nie ma partii politycznej, która mogłaby reprezentować pracowników Wielkiej Brytanii?
Tak, powiedziałbym nawet, że sytuacja jest jeszcze poważniejsza. Ludzie mają dość całego systemu, tak jak we Francji. Potrzebna jest drastyczna zmiana naszego systemu politycznego. Ta fala wyjdzie z Kongresu Związków Zawodowych (TUC). Więc najpierw musimy skonsolidować tam lewicę z różnych grup reprezentujących różne części związkowej klasy robotniczej.
Jak teraz wygląda sytuacja?
Są różne lewicowe grupy i frakcje w różnych związkach. RMT ma swoich lewicowców, UNISON też ich ma i tak dalej. Stanowiska tych frakcji mogą się nieco różnić, ale jest możliwe ich zjednoczenie w oparciu o wspólne żądania.
Współczesny kryzys dotyczy każdego, dosłownie każdego pracującego człowieka. Nienawiść do cięć i polityka oszczędności kosztem zwykłych ludzi spowodowały gniew i niezadowolenie.
Najważniejsze jest to, że kiedy (jeśli?) Keir Starmer zostanie premierem, to już pokazał, co zamierza naprawdę robić. Prawdopodobnie będzie próbował wdrożyć politykę oszczędności i nie cofnie antyzwiązkowych ustaw, które odbierają całym grupom pracowników prawo do strajkowania. A TUC ma potencjalną siłę, by rzucić mu wyzwanie w tej kwestii. Czy to poprzez propagandę lub agitację, czy poprzez bardziej radykalne środki, strajk generalny.
Więc chyba właśnie to ma osiągnąć ta szeroko pojęta związkowa lewica?
Tak, TUC przez zdecydowanie zbyt długi czas nie był organizacją-motorem i silnym ramieniem Partii Pracy. Musimy raz jeszcze odwołać się do naszych pierwotnych celów, reprezentacji ludzi pracy. Swojego czasu Frances O’Grady, była liderka TUC, która powiedziała, że: „Dlaczego rząd torysów nie może być taki, jak kiedyś, kiedyś był mniej nazistowski!”. Oczywiście parafrazuję jej słowa, ale sens pozostaje: chodzi o to, że ci przywódcy nie mają ducha walki.
Tak jak w Polsce. Nie mamy na horyzoncie politycznych liderów. Zmiany będą się działy na ulicy.
To chyba powszechne odczucie w całej Europie. Elity w związkach zawodowych, w polityce zdecydowanie oderwały się od zwykłych ludzi. Czekają tylko na porozumienie z szefami, a w naszym przypadku z rządem torysów. Potrzebujemy nowej generacji walczących liderów jak Mike Lynch, to trzeba zrobić.
.
Opowiedz więcej o związkach zawodowych, które właśnie teraz przygotowują się do strajków, które z nich to robią?
Najważniejszym protestem, który nadchodzi, jest strajk NEU – National Education Union. To związek nauczycielski, który grozi wielkim strajkiem od początku tego roku. Podczas strajku RMT zadeklarował, że będą głosować nad tym we wrześniu, więc na początku roku szkolnego. Następny, jak sądzę, powinien być UCU – University and Colleges Union, wykładowców akademickich. Oni strajkowali kilka razy w ciągu ostatnich kilku lat, bez powodzenia, a to dlatego, że nie mieli wsparcia ze strony Partii Pracy i TUC. Strajki muszą być masowe od samego początku. Wszyscy przywódcy związkowi, którzy wahali się przez ostatnie miesiące lub lata, co robić teraz myślą: nasi członkowie widzą, co dobrego może przynieść ogólnokrajowy protest. Zrobimy jak RMT.
I oczywiście będzie strajk urzędników państwowych?
Tak, czyli wszyscy ludzie, którzy pracują w administracji, we wszystkich jej działach. Są oni fatalnie nisko wynagradzani. Również w sektorze prywatnym odbędzie się strajk, dzięki działaniom CWU – Communication Workers Union – w BT Group. Dotknie to centrów telefonicznych, węzłów telekomunikacyjnych. Nawet pracownicy Royal Mail szykują referendum. Więc mamy do czynienia z ogromną, wzbierającą falą.
A związki zawodowe pracowników NHS?
Tak, oni też, szczególnie pielęgniarki są bardzo aktywne. Ale problem jest, że sprawy NHS są rozproszone między różnymi związkami. Ale te związki w pewnym momencie będą strajkować. Po Brexicie było już wiadomo, że to tylko kwestia czasu. Muszą po prostu rozwiązać problemy organizacyjne.
Więc podsumowując, może być tak, że nauczyciele, szkoły, uniwersytety zastrajkują, urzędnicy, Royal Mail, sektor telekomunikacyjny również. Policja i służba więzienna – słyszałem, że również się organizują. Do tego ochrona zdrowia. A RMT już strajkuje.
Prawie cały kraj!
Tak, w pewnym momencie będzie to strajk generalny. Nawet policja i służba więzienna są pełne gniewu, ponieważ również one padły ofiarą cięć torysów. Nikt nie nazywa tego strajkiem generalnym. Ale przecież to, co się dzieje, spełnia jego definicję!
A my zaczęliśmy. Kiedy pracownicy kolei strajkowali, można było zobaczyć ludzi pracujących w różnych zawodach i sektorach, którzy przychodzili do nas, dopingowali nas i mówili, że chcą iść za naszym przykładem. Wiele z tego udało się osiągnąć dzięki uporowi i woli walki naszych ludzi, z Mike’m Lynchem na czele w mediach.
Miejmy nadzieję, że ta fala strajków nie zostanie zatrzymana, a ludzie pracy przejmą z powrotem kraj i gospodarkę!
1 thought on “Wielka Brytania: teraz strajk na kolei, na horyzoncie strajk generalny”