Wielka Brytania: z tego kryzysu nie ma łatwego wyjścia
Strajk na kolei widzą ludzie w każdym mieście, w każdym miasteczku i ma to duży wpływ na świadomość ludzi pracy. Ludzie mówią: „Hej, zobacz, jeśli nie dostajesz wynagrodzenia, jeśli twoja praca jest zagrożona, możesz iść i strajkować!”. A związek pracowników kolei, żeglugi i transportu (RMT) nie przeprasza za to, co robi. Czasami niektóre związki zawodowe, te z prawego skrzydła ruchu pracowniczego, protestują, ale z nastawieniem w stylu „Cóż, jest nam naprawdę, naprawdę przykro. Chcemy tylko załatwić coś w drodze negocjacji”. RMT jest zupełnie inne, dużo bardziej bojowe. Niektórzy dociekają, dlaczego Mike Lynch jest tak popularny, jaką jest osobą itp. Ale to proste: on po prostu reprezentuje ogólny nastrój, ogólne nastawienie pracujących Brytyjczyków. On mówi, że coś trzeba zrobić z tym kryzysem! A klasa robotnicza może zatrzymać funkcjonowanie społeczeństwa właśnie za pomocą strajku – mówi Dylan Cope z brytyjskiej lewicowej organizacji Socialist Appeal. Wojciech Łobodziński rozmawia z nim o trwającym strajku kierowanym przez RMT i szerzej o kryzysie brytyjskiego neoliberalizmu.
Musimy zacząć od Borisa Johnsona i jego rezygnacji. Kłamał o molestowaniu seksualnym w swoim otoczeniu, o przyjęciach na Downing Street i o wielu innych rzeczach. W całej Wielkiej Brytanii trwają również spory pracownicze. Co się dzieje? Jakie są perspektywy na przyszłość?
To tylko przejaw naprawdę głębokiego kryzysu brytyjskiego społeczeństwa i brytyjskiego kapitalizmu, szczerze mówiąc. To, co stało się z Borisem Johnsonem, jest tylko symbolem. Jak wspomniałeś, niestabilność panuje we wszystkich aspektach życia społecznego.
W ciągu ostatniego roku liczba i skala pracowniczych wystąpień stale rosła. Strajk na kolei jest pierwszym dużym strajkiem. Ale teraz o tym, by zastrajkować, dyskutują wszyscy: od związków zawodowych nauczycieli po związki zawodowe urzędników. W większości przypadków są oni niedostatecznie wynagradzani. Klasa rządząca panikuje na całym świecie, nie tylko tutaj. Tutejsza klasa rządząca jest podzielona na wiele frakcji: niektóre z nich skupiają się na Brexicie, inne chciałyby inwestować w północne regiony, podnosić tamtejszy poziom życia. Po ostatnich wyborach Torysi zdobyli sporo miejsc na Północy, dawnej twierdzy Partii Pracy. Chcą je utrzymać, rozwijając te regiony, które zostały zaniedbane i zdeindustrializowane. Dużą sprawą jest też wojna kulturowa..
Jak to rozumieć?
Jak widzieliśmy w historii, klasy rządzące próbują nastawić ludzi przeciwko sobie, zniszczyć ich poczucie wspólnoty i solidarności. Teraz narzędziem jest transfobia, a nastroje transfobiczne są coraz silniejsze.
Członkowie partii torysów zdecydują, kto będzie naszym następnym premierem. Najpierw konserwatywni deputowani zawężą tę listę, a następnie wszyscy działacze, w powszechnym głosowaniu, wybiorą premiera. Jako że torysi są naprawdę konserwatywni, czasami rasistowscy i szowinistyczni, przeciwni wszystkiemu co postępowe, więc wszyscy kandydaci tak naprawdę wystąpią w „konkursie piękności” na najbardziej reakcyjnego polityka.
Żaden z nich nie zatrzyma tego kryzysu i nie ustabilizuje kraju. Kryzys jest zdecydowanie za duży. Będą go zaogniać, tak jak to zrobił Johnson.
Jedyną stabilną rzeczą wydaje się być antyrosyjska polityka zagraniczna.
Tak, ale minister spraw zagranicznych Ben Wallace wycofał swoją kandydaturę z konkursu. Ale nawet mimo tego – absolutna racja. Każdy z kandydatów stara się przekonać, że to właśnie on jest najbardziej pronatowski ze wszystkich konkurentów. Także Partia Pracy jest całkowicie zjednoczona wokół brytyjskiego imperializmu.
No to obowiązkowe pytanie: kto zostanie następnym premierem?
Za wcześnie o tym mówić. Nie wiemy nawet, kto ostatecznie będzie kandydował. Pewne jest jedno: ktokolwiek zostanie liderem torysów, nie będzie w stanie ustabilizować sytuacji.
Co czeka Wielką Brytanię? Większa inflacja, większa niestabilność, więcej akcji protestacyjnych i więcej wojny klasowej. Nic więcej.
Ponowne pojawienie się przypadków COVID-19 również utrudni sytuację klasy robotniczej, jak każdy kryzys. Nie ma perspektywy szalonych lat dwudziestych, jak ktoś nazwał możliwość rozkwitu gospodarczego w tych latach. Naprawdę współczuję każdemu, kto skończy na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.
Skąd się wziął taki rozkwit ruchu związkowego w kraju? Skąd tyle protestów?
Na to składa się wiele rzeczy. Ale na ustach wszystkich są płace. Inflacja dusi naszą gospodarkę, ten problem postępuje. Ceny energii nieustannie rosną. To samo dotyczy cen dóbr konsumpcyjnych.
A do tego pandemia, Brexit…
…i wojna na Ukrainie, i załamanie łańcucha dostaw. Wszystkie te czynniki wpływają na inflację. To jest problem międzynarodowy. Ale w Wielkiej Brytanii dochodzi do tego dziesięć ostatnich lat naprawdę głębokiej stagnacji. Płace realne nie rosły przez dziesięć lat. Towarzyszyła temu konserwatywna polityka cięć w każdym możliwym środowisku: cięto wydatki publiczne, świadczenia, dodatki. Teraz, wraz z inflacją, to wszystko się sumuje.
Z drugiej strony, pracownicy wstępują do związków zawodowych, stają się one coraz większe i są oburzone Jedynym czynnikiem, który może powstrzymać to szaleństwo jest sama klasa robotnicza. Nie ma nikogo na scenie politycznej, kto wejdzie i uratuje klasę robotniczą jako taką.
W 2015 i 2020 roku widzieliśmy ruch Corbyna. Błędy, które popełnił, nie pozbywając się prawicowych frakcji w partii, doprowadziły do kontrrewolucji Keira Starmera. Efekt jest taki, że teraz nikt już tak naprawdę nie szuka w Partii Pracy ratunku dla kraju. Starmer jest postrzegany jako członek establishmentu. Do cholery, on ma tytuł szlachecki! Jego polityka prawie niczym się nie różni od działań torysów. Więc ludzie szukają gdzie indziej.
Ludziom bardzo podoba się działalność Mike’a Lyncha i jego strategia przeciwko kłamstwom Torysów. Żartowałem z przyjaciółmi, że torysi nie chcieli Corbyna, więc zostali zlinczowani. Ale spójrzmy na strajk RMT – jak do niego doszło i jaka jest jego rola w obecnej sytuacji?
Strajk RMT – The National Union of Rail, Maritime and Transport Workers – jest pierwszym dużym krajowym strajkiem w najnowszej historii.
Strajkujący bardzo energicznie odparli kłamstwa rządu torysów i mediów, fałszywie przedstawiających ich działania. A opinia publiczna widzi, że problemy pracowników transportu są bardzo podobne do tych, z którymi musi się mierzyć większość społeczeństwa.
Emerytury, bezpieczeństwo pracy, kwestie płac i bezpieczeństwa pracy – te same lub podobne problemy występują we wszystkich sektorach klasy robotniczej. W rezultacie ludzie widzą, że ten strajk jest całkowicie uzasadniony. Szefowie kolei i rząd przegrywają tę bitwę.
Widać ten strajk w każdym mieście, w każdym miasteczku i ma to duży wpływ na świadomość ludzi pracy. Ludzie mówią: „Hej, spójrz, jeśli nie dostajesz wynagrodzenia, jeśli twoja praca jest zagrożona, możesz iść i strajkować!”. A RMT nie tłumaczy się z tego, co robi. Czasem niektóre związki zawodowe, te z prawego skrzydła ruchu, mówią: „Cóż, jest nam naprawdę, naprawdę przykro. Chcemy tylko załatwić sprawę poprzez negocjacje”. RMT jest zupełnie inne, jest dużo bardziej bojowe. Niektórzy zastanawiają się, dlaczego Mike Lynch jest tak popularny, jakim jest człowiekiem. Ale to proste: on po prostu reprezentuje ogólny nastrój, ogólne nastawienie pracujących Brytyjczyków. Mówi, że coś trzeba zrobić z tym kryzysem! A klasa robotnicza może zatrzymać funkcjonowanie społeczeństwa właśnie za pomocą strajku.
Więc kto będzie strajkował następny?
A ile masz czasu na tę rozmowę (śmiech)?
Skupmy się najpierw na edukacji! Bo ten strajk będzie miał wpływ na życie każdego człowieka w Wielkiej Brytanii.
To prawda. NEU – National Education Union – grozi wielkim strajkiem od czasu swojej krajowej konferencji na początku tego roku. W związku ze strajkiem RMT oświadczyli, że będą głosować w tej sprawie we wrześniu, czyli na początku roku szkolnego. Zatem zobaczymy ich w akcji za kilka miesięcy.
Następny powinien być UCU – University and Colleges Union. Oni strajkowali kilka razy w ciągu ostatnich kilku lat. Szczerze mówiąc, były to jednak wystąpienia z góry skazane na porażkę, ponieważ przeprowadzenie kilku niezorganizowanych akcji lokalnych jest w rzeczywistości porażką ruchu pracowniczego. Strajki muszą być od początku masowe.
Tak naprawdę wszyscy przywódcy związkowi teraz myślą: nasi członkowie widzą, co dobrego może wyniknąć z akcji ogólnokrajowych, musimy pójść w ślady tych, którzy strajkują.
Następne będą związki zawodowe urzędników służby cywilnej…
Kogo ma pan na myśli mówiąc o urzędnikach?
Mam na myśli ludzi, którzy pracują w administracji, we wszystkich możliwych gałęziach administracji rządowej. Oni też zarabiają dramatycznie za mało.
Następny jest CWU – Communication Workers Union. Oni szykują duży strajk, który odbędzie się w sektorze prywatnym, w BT Group. To dotknie call center, węzły telekomunikacyjne.
I jeszcze jedno: trwa głosowanie wewnętrzne w sprawie strajku w Royal Mail. Firma, która jest prawdziwą ikoną Wielkiej Brytanii, będzie strajkować latem! Będzie cała fala strajków.
Cała nowa era walki pracowniczej. Myślę, że to naprawdę dopiero początek.
Dla mnie, polskiego dziennikarza, to wszystko jest naprawdę imponujące. W Polsce strajki są bardzo rzadkie. Strajkowanie jest prawie nielegalne, tyle papierkowej roboty trzeba wcześniej wykonać. Jeśli ostatecznie dojdzie do strajku, to dla nas, związkowców i lewicowych komentatorów, to niemal jak cud. Czy trudno jest strajkować w Wielkiej Brytanii?
U nas też istnieją pewne przepisy anty-strajkowe. Na przykład, aby głosowanie w ważnych służbach publicznych (w tym w transporcie) mogło doprowadzić do akcji protestacyjnej, związek zawodowy musi uzyskać poparcie co najmniej 40% wszystkich członków związku uprawnionych do głosowania w głosowaniu, oprócz osiągnięcia progu 50% uczestnictwa w samym głosowaniu. Trzeba wybrać odpowiedzialnych, trzeba zdobyć dokumenty, więc i tu działacze muszą załatwić mnóstwo formalności. Nie chodzi tylko o zebrania w miejscu pracy, jak ktoś mógłby sobie wyobrazić, ale bardziej o pocztowe karty do głosowania. Ludzie mogą zapomnieć, mogą być problemy z ich wysłaniem…
Czyli na strajk trzeba czekać miesiącami?
Rzeczywiście, może to zająć dużo czasu. Również związki muszą zbudować całą kampanię, aby poinformować swoich członków i kolegów o głosowaniu. Rząd właśnie przyjął ustawę, która pozwala na efektywne paraliżowanie akcji strajkowej. Jest to duży problem. To sprawi, że akcja strajkowa będzie nieskuteczna. Będzie znacznie większa presja na liderów związków zawodowych, ponieważ istnieje kwestia przestrzegania tych przepisów.
Jakby nie patrzeć… najlepszą, historyczną tradycją ruchu pracowniczego w Wielkiej Brytanii jest łamanie prawa.
Więc jeśli mówimy o łamaniu prawa… Gdzie w tym wszystkim jest policja, czy oni też są niedostatecznie opłacani?
Tak! Ten przykład pokazuje, że obecny kryzys w Wielkiej Brytanii jest nie tylko polityczny. Policja właśnie przegłosowała brak zaufania dla minister Priti Patel. Policja była niedofinansowana przez ostatnie dziesięć lat. To już jest kryzys wszystkich sektorów brytyjskiego państwa.
Różne posterunki policji muszą wysyłać swoich ludzi do innych placówek, które bardziej ich potrzebują. Policja jest w kompletnym nieładzie. To pokazuje nam, do jakiego stopnia partia torysów jest wewnętrznie zepsuta.
Kiedy Thatcher została w 1979 r. wybrana na premiera, pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było zwiększenie finansowania policji. Chciała mieć pewność, że policja będzie po jej stronie, gdy będzie łamać protesty związków zawodowych. Teraz konserwatyści nie umieją zadbać nawet o to.
Również sądy są teraz niedofinansowane. Teraz trwa nawet strajk adwokatów, bo warunki i płace są naprawdę okropne. Strajk adwokatów! Niektórzy nigdy się nie spodziewali, że ta grupa zawodowa będzie kiedykolwiek protestować.
Mike Lynch powiedział, że to nie jego problem, że nie ma poparcia Partii Pracy, ale to problem laburzystów, że nie mają poparcia klasy robotniczej. Więc gdzie w tym wszystkim jest Partia Pracy?
Odkąd dwa lata temu przewodniczącym partii został Keir Starmer, uczynił swoją misją cofnięcie wszystkiego, co zostało zrobione pod przywództwem Corbyna. Zaatakował partyjną lewicę, posłów, ale także szeregowych członków. Zawiesił tysiące osób. W czasach Corbyna Partia Pracy była jedną z największych na świecie, teraz jest o połowę mniejsza. W partii panuje teraz nawet kryzys finansowy.
Pod rządami Starmera Partia Pracy próbuje przedstawić się jako rozsądna partia rządu, bezpieczeństwa i dobrobytu. Próbowali zakazać swoim posłom popierania strajkujących w RMT podczas demonstracji solidarnościowych. Niektórzy posłowie oczywiście zignorowali to nonsensowne zalecenie. Ale to najlepszy przykład tego, co dzieje się w Partii Pracy. Jeśli zamierzają wygrać następne wybory, to uda im się tylko dlatego, że zbiorą głosy przeciwników torysów, którzy zagłosowaliby na każdego, kto będzie przeciwko konserwatystom. Sam Starmer nie ma poparcia wśród ludzi. Jeszcze kilka tygodni temu Starmer miał niższe notowania niż Johnson. Ludzie naprawdę doskonale widzą, że on ma, do cholery, tytuł szlachecki, świetnie rozumieją, co to znaczy. Nie ma wśród ludzi poparcia dla Partii Pracy.
Czy istnieje możliwość zmiany, swoistej rewolucji w Partii Pracy? Czy Starmer skutecznie temu zapobiegł?
Myślę, że możemy taką zmianę zobaczyć w nadchodzących latach. To przyjdzie poprzez doświadczenie związków zawodowych, dzięki rozwijającej się fali strajkowej. Robotnicy i zwykli członkowie będą napędzać tę rewolucję. Z tych zmagań i bitew wyłoni się nowa lewica wśród związków zawodowych. Partia Pracy w ostatecznym rozrachunku jest partią związków zawodowych. To one zapewniają jej największe wsparcie finansowe.